Elżbieta Mierzyńska | 2010-06-01 14:31
Kamionka z pomysłem
Anioły garnki lepią
Garncarska Wioska. Sklepik. (fot. Elżbieta Mierzyńska) |
Więcej zdjęć »
Co można zrobić w małej wsi - około sto osób, dwa bociany i bezrobocie? W miejscu, w którym rosły pokrzywy i popadał w ruinę opuszczony dom, jest teraz przedsiębiorstwo społeczne i sława. Prawie cud.
- Szukałem pomysłu dla ludzi, którzy nie mają studiów, nie znają języków, nie mają komputerów, a jedna z kobiet z tej społeczności mówiła mi, że bieda zamienia jej życie w czekanie na śmierć. Teraz ci ludzie tworzą przedsiębiorstwo społeczne, a kobieta wepchana w beznadzieję, dziś skraca wszelkie rozmowy stwierdzeniem „mów pan szybko o co chodzi, bo nie mam czasu” - tak Krzysztof Margol opowiada o wsi Kamionka koło Nidzicy, w której rozkwitła „Garncarska Wioska”. To projekt, którego głównym organizatorem jest Nidzicka Fundacja Rozwoju Nida, a prezesem Krzysztof Margol.
Po trzech latach istnienia „Garncarska Wioska„” notuje sukcesy. W ubiegłym roku miała 6 tysięcy gości, 552 tysiące przychodu, uzyskała samodzielność ekonomiczną, 12 osób ma stałą pracę, a obok warsztatów ginących zawodów, sklepu, radiowej kawiarenki i sali konferencyjnej, właśnie dobiega końca budowa teatru - w stodole! W planie koncerty - chopinowski, ballad Okudżawy, no i mnóstwo jarmarków, bo to wieś przecież.
A pomysł na przedsięwzięcie był prosty. Trzeba było zagospodarować to, co ludzie potrafią. Bo jeśli nie studia i praca w mieście, to co? Wtedy okazało się, że na rozmowy o tym przyszło 107 osób z długim okresem bezrobocia i zgłosiło 128 pomysłów na to, co mogą robić, jeśli będą ku temu warunki. Jedni haftują, drudzy gotują, inni garnki lepią. Po długich rozmowach wszyscy z nich zrozumieli, że jeśli ich umiejętność zostanie zagospodarowana, to będzie praca, a jak praca to chleb. Warunek jest jeden - „produkt musi chodzić na rynku” i być wysokiej jakości. Tu dla przykładu jest opowieść o aniołach. Anioły „chodzą na rynku”, ale można je kupić już za 5 złotych, a te wyprodukowane z sercem we wsi Kamionka mogą kosztować minimum 15 złotych. Kto tak drogie przy tamtych tanich kupi? - po tym pytaniu twórcom aniołów twarze posmutniały. Ale na krótko! Uznano bowiem, że anioły po 5 złotych, mimo że takie ładniutkie i do siebie wszystkie podobne, są przecież z fabryki w Chinach, a anioły z Kamionki będą oryginalne, tutejsze. Nadać jedynie trzeba wysoką jakość warsztatową, a klienci docenią pracę i kupią. To była jedna z pierwszych lekcji ekonomii. Tak jak pole malinowe. Fundacja zasadziła maliny, a młodzież, która chciała zarobić na naukę w szkołach, musiała je jedynie zbierać, bo sprzedażą zajęli się już zorganizowani handlowcy.
Przedsiębiorstwo społeczne „Gancarska Wioska” w Kamionce zbudowało sukces z zastosowaniem takich zasad jak: tożsamość kulturowa, oryginalność produktu (zrób coś, czego nikt nie robi), wiarygodność, jakość. Anioły chińskie miały jakość jednej z wielu tłoczni, a anioły z Kamionki mają jakość z marką „Garncarskiej Wioski” i jeśli się sprzedają, to znaczy, że są doskonałe.
„Garncarska Wioska” dojrzała już do sztuki dokonywania wyborów uzasadnionych celem działania. Te cele zostały zgrupowane w kilku działach, którymi są: pracownie garncarstwa, krawiecka i papieru czerpanego oraz radiowa kawiarenka i sklepik produktów lokalnych. Wszystko obudowuje cykl wydarzeń kulturalno-oświatowych z organizacją konferencji i obrzędowych wesel włącznie.
Krzysztof Margol, który z radością pokazuje dzielną wieś, mówi, że ludzie chcą pracować, ale nie potrafią zarządzać wejściem na rynek, dlatego takie przedsięwzięcia lokalne wymagają opieki biznesowej. Lepiej się zaopiekować, niż skazywać na zasiłki. Kładzie też duży nacisk na potrzebę wzmacniania ekonomii społecznej oraz tak dotąd źle rozumianych organizacji, jak spółdzielnia. - Spółdzielnia to przedsiębiorstwo społeczne, które może mieć przyszłość - stwierdza i dodaje, że ludzie nie potrzebują łaski, nie potrzebują litości. Ludzie chcą być potrzebni i chcą mieć zajęcie, a spółdzielnia może to ładnie zorganizować. Musi być jednak silna kontrola wewnętrzna. Gdyby nie tego rodzaju rygor i rozliczanie wzajemne, to zamiast wioski garncarskiej, byłaby wioska żebracza. Najważniejszy jest zatem pomysł, a potem już tylko jakość, jakość i jakość.
Ludzie z „Garncarskiej Wioski” mają co kwartał obowiązkowe szkolenia. Muszą uczyć się tego, skąd biorą się pieniądze, jak szukać miejsca na rynku i jak uśmiechać się do klienta.
Konsekwencja działania doprowadziła do tego, że teraz samorządowcy z innych gmin przyjeżdżają obejrzeć to miejsce jak jakiś wynalazek czy cud na ugorze.
Co dalej? Różności. Na przykład - mogą pojawić się pola kolorowych bylin, by przylatywały tam motyle. Pole motyli zwabi fotografików. Kiedy przejezdnych dopadnie głód, wtedy „Wioska” sprzeda im pierogi.
(„Garncarską Wioskę” zwiedzałam 31 maja, podczas konferencji „Samorząd lokalny liderem ekonomii społecznej”. Uczestniczyło w niej blisko 50 osób z regionu.)
Z D J Ę C I A
UWAGA: W związku z wprowadzeniem do polskiego porządku prawnego z dniem 25 maja 2018 r. Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) z dnia 27 kwietnia 2016 r. nr 2018/679 (RODO) informujemy, że wyłączyliśmy możliwość komentowania artykułów w serwisie Olsztyn24. Wszystkie dotychczasowe komentarze wraz z danymi osobowymi komentujących zostały usunięte.
Osoby chcące wypowiedzieć się na prezentowane na naszych łamach tematy zapraszamy do komentowania na naszym profilu facebookowym oraz kanale YouTube.