Elżbieta Mierzyńska | 2010-03-22 08:00:00
Co z tą kulturą?
Władza prze na celebrytów
Marek Gałązka podczas koncertu w Olsztynie
Kontynuuję stawianie pytań z hasłem: Co z tą kulturą? Chodzi o twórczość, chodzi o pasjonatów i amatorów, chodzi o brak miejsc do tworzenia w sytuacji, gdy domy kultury są. Ale dla kogo są i jak są? Coraz częściej w debacie pojawia się pytanie: Czy domy kultury w obecnej formie - jakiej? - to przeżytek?
Na pytania odpowiedział Marcin Kapłon (publikacja na Olsztyn24 pod tytułem „Czy domy kultury to przeżytek?”), zastępca dyrektora z Centrum Edukacji i Inicjatyw Kulturalnych w Olsztynie, który stwierdził m.in., że: „Dziś spór dotyczy tego, na ile domy kultury mają stać się wyłącznie agencją impresaryjną, zespołem producenckim, realizującym zadania z zakresu PR na zlecenie samorządu, robiącym igrzyska dla ludu w roku wyborczym i nie tylko, rozliczanym z ILOŚCI widzów, a nie jakości programu.”.
O tym, „Co z tą kulturą?” wypowiedziała się także Anna Jasińska (publikacja na Olsztyn24 pod tytułem „Bunt maszyn”), animatorka kultury i dyrektor domu kultury w Górowie Iławeckim. W swej wypowiedzi wymieniła bariery w pozyskiwaniu funduszy na działalność. Pytała, jak w małym ośrodku powołać stowarzyszenie, skąd mieć wkład własny na zdania itp. Wyznała też, że po rękach by całowała tego, kto by przyprowadził do niej zwariowaną grupę pasjonatów.
Zainteresowało mnie, co o tym powiedziałby Marek Gałązka, który w rozdziale książki „Domy kultury XXI wieku - wizje, niepokoje, rozwiązania” zawarł wspomnienia i refleksje animatora kultury. Marek Gałązka, czyli sławny założyciel grupy balladowej „Po drodze”, twórca festiwalu „Przystanek Olecko”, człowiek, który trafił na Mazury Garbate po tym jak zjechał pół Polski szukając naturalnego środowiska z ludźmi otwartymi do pracy twórczej. Znalazł to miejsce i był tu całkiem blisko, tworzył, sławiąc siebie i środowisko w kraju i za granicą, a w 2008 roku odszedł - prowadzić w Sopocie własną działalność artystyczną. Chyba dłużej nie dało się funkcjonować w obecnym systemie.
Oto jak zmiany w kulturze ocenia Marek Gałązka:
„Po 1990 roku postępowała komercjalizacja kultury, odejście mecenatu państwowego od autentycznych twórców i jak się to teraz nazywa - animatorów, czyli „szaleńców” i „wariatów”, powstawały fundacje różnych proweniencji - od stricte komuszych do klerykalnych, w większości z zawłaszczonych środków. Wszelkie załatwianie państwowych dotacji najczęściej odbywało się „kuchennymi drzwiami”. Podobnie stało się z mediami. Nastąpiło zagubienie wartości, brak tolerancji dla wielu różnorodnych zjawisk artystycznych i animacyjnych w kulturze oraz medialne ogłupienie piosenką biesiadną, disco-polo i miałkim pop-rockiem.
Po 2000 roku w mediach publicznych piosenkę biesiadną zastąpiły płytkie programy kabaretowe oraz wszechobecne telenowele, zaś we wszelkiej maści stacjach radiowych, od komercyjnych po misyjne, królują sformatowane bloki muzyczne z jednakowo brzmiącymi utworami. Doszło przy tym do spłycenia rangi wydarzeń artystycznych, poprzez nagminne organizowanie plebejskich festynów, na które zaprasza się „gwiazdy” z czołówki list przebojów.
Rola animatora zaś została ograniczona do wypełniania funkcji o charakterze impresaryjnym - sprowadzania artystów znanych z telewizji i pozyskiwania na ten cel niebotycznych środków. Najlepiej świadczą o tym moje doświadczenia związane z ogromnym projektem o charakterze artystyczno-integracyjno-ekospołecznym, Przystankiem Olecko. Przez 15 lat jego trwania spotykałem się z coraz większą presją ze strony władz samorządowych i części społeczności, by na Przystanku prezentować tzw. celebrytów; tym bardziej że w sąsiednich miejscowościach pojawiali się oni na bezpłatnych różnego rodzaju piknikach, np. na dniach miast, na Lecie z Radiem, z Podravką, Żywcem, Tyskim czy MK Cafe.
Spójrzcie, gdzie są wielkie media. Festiwal Gwiazd w Międzyzdrojach to Targowisko Próżności, a przecież niedaleko, w Świnoujściu, przez wiele lat królowała kreatywna FAMA. Gdzie jest popieranie prawdziwej, autentycznej twórczości? Gdzie są pisma, programy radiowe i telewizyjne o małych i wielkich dokonaniach w sztuce i kulturze? Ile się trzeba naprosić, najeździć, nafaksować itp., żeby łaskawy redaktor, a teraz właściwie już spec od promocji i marketingu, powiedział w końcu: -Wiecie, nas to nie interesuje, mamy inną politykę promocji medialnej - pięć największych imprez w Polsce o zasięgu międzynarodowym.
A przecież oczywistym jest, że to właśnie patronaty medialne przekładają się na bogatszych sponsorów. I jeżeli jeszcze jestem w stanie zrozumieć, chociaż nie do końca, media komercyjne, to dlaczego nie zajmują się PRAWDZIWĄ KULTURĄ media publiczne, skoro funkcjonują one za moje pieniądze?! Po to zostały powołane, żeby krzewić najwyższe wartości, a nie promować ciągle te same kabarety i popową, komputerowo sformatowaną sieczkę muzyczną, i to w dodatku tylko w 20% polską.
Żal mi patrzeć na młodszych, skądinąd bardzo zdolnych i utalentowanych kolegów - animatorów kultury, jak miotają się pomiędzy panem, wójtem a plebanem, czyli rożnego rodzaju fundacjami, departamentami, sponsorami; między samorządem, gdzie pieniędzy brak, a miejscową władzą kościelną, uzurpującą sobie prawo do opiniowania wszystkiego i wszystkich; między lokalnymi mediami, najczęściej krytykującymi radnych samorządów, a właśnie tymi radnymi. I tak, miast swoje siły przeznaczać na diagnozowanie, projektowanie i realizowanie własnych ambicji i pomysłów twórczych, współczesny animator kultury jest już z gruntu poniżony, traktowany jak petent i tuba propagandowa (dzisiaj powiedzielibyśmy: promocyjna), sługa jedynej słusznej wartości, uwikłany w politykę poprzez pozyskane ewentualnie granciki.
Kończy się epoka pasjonatów, amatorów, charyzmatyków, czyli „wariatów” i „szaleńców”, oddanych do końca swojej sprawie, nie przeliczających wartości duchowych i etycznych na walory pieniężne. Zaczęła się na dobre epoka pragmatycznych menadżerów, którzy pod płaszczykiem szczytnych, najczęściej unijnych ideałów, tworzą projekty dla projektów, programy dla programów. Zaś zwyczajni ludzie nie mają dokąd pójść, bo domy kultury zamyka się, wydzierżawia, artystom odmawia się pomocy, a na widok zwariowanych na punkcie swojej misji animatorów, którzy dla własnych ideałów i środowisk pracują za darmo, puka się w czoło...”
Na tej opinii nie zamykam poszukiwań odpowiedzi na pytanie „Co z tą kulturą”, bo chyba warto. Umyka nam znienacka misja domów kultury. Jeśli ma być inaczej to jak? No i co z twórcami zrobić? Z tymi ludźmi co mają apetyt nie tylko na wrzask i piwo? Zamurować ich w niszy, by innym w głowach nie mącili i celebrytom drogi nie przeszli? Zainteresowanych proszę o kontakt przez adres redakcji.
UWAGA: W związku z wprowadzeniem do polskiego porządku prawnego z dniem 25 maja 2018 r. Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) z dnia 27 kwietnia 2016 r. nr 2018/679 (RODO) informujemy, że wyłączyliśmy możliwość komentowania artykułów w serwisie Olsztyn24. Wszystkie dotychczasowe komentarze wraz z danymi osobowymi komentujących zostały usunięte.
Osoby chcące wypowiedzieć się na prezentowane na naszych łamach tematy zapraszamy do komentowania na naszym profilu facebookowym oraz kanale YouTube.