Bartoszyce najdziwniejsze są na dworcu kolejowym. Okna jak posmutniałe oczy i tunele pełne śladów zamazanej historii, opuszczenia i wybebeszenia z użyteczności. Dworzec jakich wiele. Ktoś go jednak lubi. Ślady na murze zostawił Świeży, Oko, Czarny i inni. Chłopaki w kapturach na głowie, by nie każdy pamiętał ich twarze. Albo panny młode w ślubnych sukniach jak królewny. Królewny chcą sfotografować się na tle murów chropawych i z zimna posiniałych - wtedy powstanie zdjęcie z kontrastem, czyli ciekawe.
Dworzec w Bartoszycach (jak wiele podobnych) wkrótce stanie się tematem artystycznych fotografii - jestem tego pewna. Tylko, że fotografik zawsze przychodzi za późno, czyli wtedy, gdy los zsyła na boczny tor kawałek świata. Przyjście za późno jest dla fotografika dobre, bo duże wrażenie zawsze robią zdjęcia nieszczęść, opuszczenia i łez. Nie są tandeciarskie. O zdjęciach z dramatem mówi się wtedy, że są ambitne, ważne, pełne treści i prawdy. Są dokumentem czasu, który runął. Myślę, że wkrótce jakiś fotografik stanie się sławny, bo zechce skierować wypasiony sprzęt w upadające dworce kolejowe i zrobi z nich temat pierwszorzędny, artystyczny. I będzie to połącznie czyjegoś sukcesu z klęską podworcowego krajobrazu i nieodwracalność stanu rzeczy. Wielki finał.
Fotograf przychodzi za późno do takich miejsc, bo co potem można zrobić? Dzięki Pawłowi Wagnerowi z Rucianego-Nidy (on już robi zdjęcia!), Wojciechowi Pawlakowi i Andrzejowi Rybickiemu z Elbląga, Sebastianowi Marszalowi z Olsztyna, „obywatelom info” z Górowa Iławeckiego, Grzegorzowi Radzickiemu z Ornety, Kowalkom z Żabiego Rogu, czy uczniom ze szkoły w Sątopach (lista jest dłuższa) jeszcze więcej rozumiem jak niewiele dotąd zrobiono, by zachować majątek byłej PKP. Pisałam o nich przez cały rok 2009 i jeszcze nie zapomniałam. Pan wojewoda obiecał publicznie konferencję w kompetentnym gronie. Ma być w marcu.
W Bartoszycach byłam przed śniegiem, który przykrył miękko kolejową biedę. W Radiu Bartoszyce nie brakuje romantycznego tonu. Dworzec jest widoczny z redakcyjnego okna, nie można więc uciec wzrokiem w inną stronę. W radiu zapewniają mnie, że najlepiej jest przyjechać tutaj wiosną, gdy na peronach będą pozować do zdjęć nowożeńcy. Tory wtedy są z bajki, bo wszystko pokrywają kwitnące rumianki. Tu jest jedno wielkie pole rumiankowe! Inny świat! Gdzieś tam - ręką wskazuje się kierunek zachodni - jest inny świat - pędzą pociągi z wagonami jak kawiarnie, szybko, gładko, jeden ślizg. A tu rdza, pokruszony mur i rumianki. Ogrom inspiracji - ręką zatacza się okrąg, by pokazać jak tego wiele. Każdy artysta potwierdzi, że światło wpadające przez pobite szkło daje w tunelach niesamowite efekty.
Bartoszyce. Pierwszy pociąg wjechał na stację w 1866 roku. Miasto miało bezpośrednie połączenia kolejowe osobowe i towarowe z innymi miastami w Polsce - najbliżej z Korszami, Lidzbarkiem Warmińskim, Szwarunami - oraz z Rosją, przez niedalekie kolejowe przejście graniczne w Głomnie. Do Głomna prowadzi specjalny podwójny tor przystosowany do obsługi kolei polskich oraz szerokotorowy do rosyjskich. Od lipca 2002 roku PKP z powodu nierentowności trasy zawiesiły ostatnie połączenia osobowe Bartoszyce - Korsze. Wedle potrzeb natomiast kursują jeszcze pociągi towarowe. Obsługiwane są przez linię 38 drugorzędnej kategorii.
Bartoszyce kolejowe to wielotorowa stacja wraz z bocznicami, perony, przejścia podziemne oraz wzniesiony w 1866 roku dworzec. Tory biegną przez miasto, dzieląc je na dwie części. W odległości kilkuset metrów od stacji znajduje się kolejowy most na rzece Łynie oraz kilka wiaduktów dla transportu kołowego i pieszego.
Od strony torów - pustka ze świszczącym wiatrem na peronach. Od strony miasta kąt na bilard i kebab. Dworzec - niedworzec. Przyzwoicie wpasowany w ciąg jestestwa pokoleniowej biedy.
O tym można czytać też w internecie (bo Bartoszyce mają bogatą historię), a jak w internecie, to znaczy, że czytać to może cały świat pozarumiankowy.
Elżbieta Mierzyńska******
Zainteresowanych tematem proszę o kontakt przez adres redakcji: redakcja@olsztyn24.com.