Nie mogę przepraszać, że od roku piszę właściwie na jeden temat: ratowania starych dworców. Nie mogę przepraszać za to, że staram się poruszyć tematem naszych parlamentarzystów. Oni od tego są, by zajmować się nie tylko kolejnymi aferami, ale też metodami zagospodarowania mienia - naszego mienia. Może ono dziś służyć nowym celom, ale nie może zamieniać się w kompromitujące nas wszystkich ruiny i chlew. Patrząc na zapyziałe obiekty dochodzę do jednego wniosku - to koniec historii. Mniej barwny niż hazard i podsłuchy, ale równie skandaliczny.
Kto widział dworzec w Budwitach, to wie, o czym piszę. Ten dworzec właściwie przypomina pałacyk i już zamienia się w szopę. Co przy tym znaczy fakt, że Wojewódzki Konserwator Zabytków wpisał go do swego rejestru chronionych dóbr? Za chwilę budowla padnie. Runie lub spłonie w całym majestacie opisu, że był to wspaniały budynek, interesujący w skali regionu i kraju.
Zastanawiam się, czy naprawdę nikogo nie obchodzi zamknięty na głucho pusty parter dworca w Barczewie? Nikogo nie zdumiewa, że zarastający trawą dworzec w Sątopach nie padał jeszcze tylko dzięki ludziom, którzy w części obiektu mają tam dom i miejsce na sklep? Krzaki wrzynają się w stacyjkę Jezioran i wielu innych miasteczek i wsi. Zaraz runie wypatroszona wieża ciśnień w Małdytach. Itd., itd. Dworców na Warmii i Mazurach jest prawie 100, z tego blisko 40 to obiekty nieczynne. Prawie wszystkie przypominają bardziej budy niż reprezentacyjne witacze. Majątek policzalny od strony ekonomicznej i kulturotwórczej zamieniany jest w nikomu niepotrzebny śmieć. To jest koniec historii. O tym końcu będzie trzeci reportaż w TVP Olsztyn. Powiedziałam w nim, że jestem zdruzgotana brakiem reakcji wszystkich, którzy jawią się mądrymi, a niczego nie zmienili.
Mimo to nie milczę i zapraszam na wycieczkę do Budwit. To ostatnia okazja zobaczyć coś niezwykłego. Miejsce dla odkrywców. Z kępy krzaków i traw strzela w górę dach jak kopułka małej świątyni lub pruski hełm. Bliżej widać murszejące drewno, zamienione w sito rynny i łaty. Ginie piękno. Było kiedyś dworcem powitalnym dla cesarza Wilhelma II, zapalonego, żeby nie rzec zwariowanego, myśliwego, zaprzyjaźnionego z rodziną zu Dohna. Dworzec pobudowano w 1893 roku w Prakwicach, a w 1921 roku przeniesiono do Budwit, gdzie był dworcem kolejowym na trasie Małdyty-Malbork do roku 1999. Ostatnio podobno „ktoś w nim mieszkał”. To czym jest teraz, trudno wyjaśnić.
Dlaczego nie udaje się ratować takich miejsc? O tym, że można wykrzesać z ludzi dobre intencje wiem po listach, jakie otrzymuję. Na przykład Andrzej Rybicki z Elbląga za koszt remontu chciałby mieć taki porzucony dworzec, by urządzić w nim muzeum. Takich osób jest zapewne więcej. Dlaczego nie stworzono dotąd realnych mechanizmów, które by wyzwoliły gospodarność, odpowiedzialność, kreatywność? Dlaczego była PKP nie rozmawia z gminami, a gminy nie podają rozwiązań? Wiem, nie ma kasy, ale jednocześnie pytam: a dlaczego jej nie ma? Jest tylko fakt, że coś daje się lub nie daje się wpisać do rejestru. I koniec. Jest przepis, rejestr, nie wiem czy jest jeszcze przy tym dokładna statystyka i wyobraźnia. I jest koniec historii.
Rozumiem, zabytki u nas to temat do szerszego kontekstu. Na razie zapraszam do obejrzenia reportażu o upadku dworców - m.in. właśnie w Budwitach - zobaczcie to w TVP Olsztyn 6 listopada. Zainteresowanych tematem zapraszam do kontaktu ze mną przez adres:
redakcja@olsztyn24.com.
Elżbieta Mierzyńska******
Miło mi przypomnieć, że Aniela Mikulewicz z TVP Olsztyn została niedawno wyróżniona w konkursie Stowarzyszenia Dziennikarzy Polskich za reportaż „Apel córki kolejarza”, w którym apelowałam o ratunek dla opuszczonych dworców.