D. | 2007-08-13 20:44
Sztuka przemówiła
W ramach odbywającego się co roku w naszym mieście Olsztyńskiego Lata Artystycznego mieliśmy okazję być uczestnikami „Olsztyńskiej Trzydniówki Teatralnej”. Dzięki dobrej woli licznych sponsorów mogliśmy liczyć na niezapomniane wrażenia, niestety nie zawsze pozytywne.
Tegoroczna „Trzydniówka” odbywała się w dniach 9-11 sierpnia na Starym Mieście i w jego okolicach. Codziennie mieliśmy okazję podziwiać, średnio, trzy spektakle. W założeniu były one dobierane tak, aby zaspokoić gusta zarówno dzieci, jak i dorosłych. Jak się miały te założenia do rzeczywistości, to już inna sprawa...
9 sierpnia - dzień pierwszy
Jako pierwszych na głęboką wodę rzucono młodych adeptów sztuki teatralnej z gdańskiego teatru Pinezka, goszczącego u nas z „Błękitną rapsodią” (wariacją na temat „Bajki o Rybaku i złotej Rybce”). Grupa w składzie trzech fal, nimfy wodnej(?) i, o dziwo - klauna, pokazała nam połączenie sztuki cyrkowej (chodzenie na szczudłach, jazda na monocyklach, żonglowanie) z teatrem aktorskim i kukiełkowym.
Pierwsza część spektaklu należała do rudowłosego klauna, który swą gapowatością i uroczym uśmiechem rozbrajał nawet najbardziej przerażone maluchy. Druga część to już przedstawiona, w dużej mierze za pomocą kukiełek, bajka o rybaku, z pięknym morałem urzeczywistnionym przez „krwiożerczego rekina”.
Na uwagę w tym spektaklu zasługiwały z pewnością ciekawe dekoracje, muzyka i humor. Należałoby tylko stonować świdrujący uszy głos pazernej żony rybaka.
Jako drugi na olsztyńskiej starówce wystąpił Teatr Walny prezentując obraz pod tytułem „Motyl”. Spektakl jednego aktora, składający się z ośmiu etiud, okazał się katastrofą. Przeznaczony podobno dla widza „małego” i „dużego”, kompletnie nie nadawał się dla dzieci, nie tylko ze względu na prezentowane treści, ale i dekoracje, które nie były miłe dla oka dorosłego widza, a co dopiero dla malucha. Jedyne, za co można pochwalić pana Walnego (aktora tego teatru), to posługiwanie się doskonale wykonanymi rekwizytami.
Kolejnym spektaklem dnia pierwszego byli „Świadkowie” według Tadeusza Różewicza, przedstawieni przez Stowarzyszenie Teatralne N50. Trzeba przyznać, że aktorzy postarali się przedstawiając to porywające, a miejscami nawet komiczne studium człowieka samotnego. Grali bardzo ekspresyjnie i starali się utrzymywać kontakt z publicznością, co nie jest łatwe przy przedstawieniu o poważnej tematyce.
Ostatnią atrakcją tego wieczoru było widowisko Akademii Ruchu pod tytułem „Światło i ciążenie”. Chociaż nie padło podczas niego ani jedno słowo i właściwie nie wiadomo, o co w nim chodziło, warto było obejrzeć to przedstawienie ze względu na wrażenia wizualne. Cała akcja polegała na układaniu przez grupę aktorów figur z wielkich, podświetlonych świecami pudeł. Połączenie mrożącej krew w żyłach muzyki i kilkunastu owianych mrokiem postaci poruszających się między świecącymi sześcianami sprawiało, że włos się jeżył na głowie ze strachu. Jedyne, co można by zarzucić artystom, to oblanie publiczności czerwonym winem pod koniec widowiska. Czerwone plamy na ubraniach nie są miłą pamiątką...
10 sierpnia - dzień drugi
Drugi dzień Trzydniówki rozpoczęto „Świętem Kucharza”, które celebrował Teatr Nikoli. Było mnóstwo zabawy i tona konfetti - nic dodać, nic ująć - dzieci były zachwycone. Miny im trochę zrzedły, gdy na scenę wkroczył pan Walny ze swoją zabawą animacyjną pod nazwą „Istnienie w dłoni”. Chociaż aktor bardzo się starał zainteresować dzieci, to marnie mu to wychodziło. Miał także problemy z opanowaniem ogólnego rozgardiaszu wśród maluchów. Działo się tak zapewne dlatego, że dzieciaki po prostu nie rozumiały, o co chodzi. Nic dziwnego, jeżeli każe się im wykonać polecenia językiem odpowiednim dla człowieka dorosłego.
Na szczęście kiepskie wrażenie po występie pana Walnego zostało zatuszowane przez trzeci tego dnia spektakl - „Stół”, przedstawiony przez Teatr Snów. To barwne widowisko oglądało się z prawdziwą przyjemnością, prawie jak sen na jawie (z elementami improwizowanych walk wschodnich - na szczudłach!). Ci, którzy myślą, że telewizja jest lepsza od teatru, powinni koniecznie zobaczyć to przedstawienie - to, jak i kolejne, zatytułowane „Wyprzedaż marzeń” (na podstawie opowiadań Bruno Shulza) Teatru Poza Tym.
Zapowiadało się nader interesująco (szczególnie pomysł przebrania aktorów na szczudłach za samoloty - genialny).Niestety, widzom nie było dane zobaczyć go w całości, ponieważ pogoda postanowiła dać o sobie znać i z nieba lunęła potężna struga deszczu, prosto na aktorów i publiczność.
Tak to skończył się dzień teatralny, ponieważ deszcz uniemożliwił również Teatrowi Wiczy zadziwienie nas swoim „Fire show”. Szkoda, że dwa gwoździe programu nie doszły do skutku przez kapryśną pogodę.
11 sierpnia - dzień trzeci
Ostatni dzień tego wielkiego teatralnego przedsięwzięcia rozpoczęły dwa happeningi Wiesława Wachowskiego - „Celebracja kropli” oraz „Celebracja kraty”. Natomiast od godziny 18-tej mogliśmy uczestniczyć w kolejnych przedstawieniach.
Na początek zostaliśmy uraczeni scenami „Z życia cukierków”, w wykonaniu Teatru Narybek From Poland. Jak sama nazwa wskazuje, przedstawienie to było skierowane raczej do młodszego widza. Jednak nie wiem, co może się podobać maluchom w tresowaniu cukierków przez dwoje ciastkarzy. Braki w fabule nadrabiali pięknymi kostiumami.
Po miłych dla oka podrygiwaniach „cukierków” przyszła kolej na rozczarowanie, ponieważ na scenie pojawił się Teatr Walny ze swoim „Misterium narodzenia”. Poza ciekawymi kukiełkami nie było nic innego zasługującego na uwagę. Co więcej, specyficzny sposób mówienia, charczenie, pokasływanie i powtarzanie co chwila tego samego tekstu, jest marną zachęta do kontemplowania narodzenia jednej z najważniejszych postaci polskiej religii narodowej. I szczerze wątpię, czy pokazywanie pijącego alkohol barana jest dobrym przykładem dla dzieci...
Zniesmaczonym widzom pozostało mieć nadzieję, że Teatr Makata ze swoim „Weselem” poprawi choć trochę nastroje. Tak też się stało. Dużo weselnych przyśpiewek, tańców, zabaw i weselnej muzyki (granej na żywo) było strzałem w dziesiątkę. Po przeładowanym ambicjonalnie misterium scena z wiejskiego wesela sprawiła, że widzowie bawili się wyśmienicie (czynnie uczestnicząc w tańcach), a aktorzy zebrali owacje na stojąco. Niestety nie było prawie słychać tekstów, ponieważ aktorzy nie mieli mikrofonów.
Ostatnim wydarzeniem tegorocznej Trzydniówki była „Nauka latania” poznańskiego Teatru Strefa Ciszy. Zdecydowanie najbardziej interesujące widowisko ze wszystkich przedstawionych. Połączenie grozy i komedii, dekoracje i kostiumy rodem z więzienia i bardzo sugestywna gra aktorów - robiły wielkie wrażenie, szczególnie w kontraście do komediowych akcentów i świetnej zabawy widzów uczestniczących czynnie w przedstawieniu.
Strażnicy, lekarze, Święci Mikołajowie, baloniki, konfetti oraz tony walających się chrupek kukurydzianych - spektakl wart polecenia!
Tegoroczna „Olsztyńska Trzydniówka Teatralna” obfitowała we wrażenia. Chociaż nie wszystkie były pozytywne, to i tak warto było poświęcić trochę czasu, aby przekonać się, że jest jeszcze jakaś alternatywa dla telewizji. I tylko mała prośba do organizatorów: więcej miejsc siedzących. Stanie codziennie po kilka godzin może zmęczyć nawet najbardziej wytrwałych entuzjastów Melpomeny.
Z D J Ę C I A
UWAGA: W związku z wprowadzeniem do polskiego porządku prawnego z dniem 25 maja 2018 r. Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) z dnia 27 kwietnia 2016 r. nr 2018/679 (RODO) informujemy, że wyłączyliśmy możliwość komentowania artykułów w serwisie Olsztyn24. Wszystkie dotychczasowe komentarze wraz z danymi osobowymi komentujących zostały usunięte.
Osoby chcące wypowiedzieć się na prezentowane na naszych łamach tematy zapraszamy do komentowania na naszym profilu facebookowym oraz kanale YouTube.