RAFAŁ BĘTKOWSKI/DEBATA | 2008-11-30 11:56
Część 2.
Bitwa o wieże (2)
Kościół garnizonowy w Olsztynie
Monumentalne schody, prowadzące niegdyś do kościoła garnizonowego w Olsztynie miały symbolizować wejście do pobliskiego „miasta koszar”. W latach 20. po obu ich stronach stanęły pomniki poległych. Kościół, schody i pomniki przetrwały artyleryjski ostrzał i zmianę władzy w 1945 r. Potem pomniki obalono, wnętrze świątyni przebudowano, schody zaczęto rozbierać, wieże zaś nakazano obniżyć. Wszystko to w imię patriotyzmu i ekonomii.
Nieuchronne i niekonieczne
Rok 1945 otworzył nową epokę w dziejach kościoła garnizonowego. Świątynia miała być odtąd „miejscem modłów żołnierza polskiego i ostoją ducha narodowego”. Szybko zapewne obalono stojące przed kościołem pomniki - ich ruin początkowo nawet nie usuwano, widać je na zdjęciach z przełomu lat 40. i 50. Niezbędnych zmian dokonano we wnętrzu, zamalowując najpierw herby m. in. Prus i Hindenburga, ozdabiające charakterystyczne dla świątyń ewangelickich boczne empory, potem zaś znosząc same empory, co było najpoważniejszą ze zmian architektonicznych. W nawach bocznych ustawiono ołtarze. Ściany ozdobiły wykonane w 1958 r. polichromie, których autorzy - malarze olsztyńskiej PSP, Eugeniusz Kochanowski i Czesław Machnicki - nawiązali do historii oręża polskiego, ze szczególnym uwzględnieniem wiktorii grunwaldzkiej.
Wszystkie innowacje były naturalną konsekwencją zmiany użytkownika świątyni i jej nowego, katolickiego charakteru. Probostwo garnizonowe przy ich wprowadzaniu starało się zachować dawne elementy wystroju i wyposażenia.
Odmienny stosunek do „obcej” spuścizny kulturowej przejawiały władze peerelowskiego Olsztyna. W roku 1960 po usilnych zabiegach teren przed kościołem przekazany został miastu na zieleniec. Od tego momentu schody zaczęto metodycznie dewastować. Skończyło się na ich rozebraniu i przeniesieniu obok, gdzie odtworzone zostały w dużo skromniejszej formie i nie raziły już oczu partyjnych dygnitarzy.
Typowo niemiecki kościół
Na początku lat 60. coraz pilniejszej naprawy zaczęło wymagać uszkodzone jeszcze w 1945 r. przez pociski pokrycie hełmów wieży. W r. 1962 proboszcz garnizonu olsztyńskiego, ks. mjr Józef Samsonowicz, złożył wniosek o zezwolenie na przeprowadzenie remontu. Ponieważ w owych czasach łupek był materiałem nieosiągalnym, w grę wchodziło tylko pokrycie hełmów blachą miedzianą. Zdumiony musiał być odpowiedzią, jaka nadeszła z Wydziału Budownictwa, Urbanistyki i Architektury WRN w Olsztynie. Architekt wojewódzki zakwestionował bezpieczeństwo konstrukcji wieży. Raził go „obecny wygląd wieży o charakterze typowo niemieckich kościołów”, uznał więc działania zmierzające do utrzymania istniejącego stanu za „niecelowe”. „Zdaniem moim, mając na uwadze względy ekonomiczne oraz w dążeniu do repolonizacji krajobrazu miasta - pisał - należy w ramach przeprowadzonego remontu zdjąć z wieży obecne hełmy, a z uzyskanego materiału konstrukcyjnego wykonać dach 4 - spadowy pod dachówką, co da rozwiązanie zbliżone do wieży kościoła NMP w Gdańsku”.
Pomysł nie był oryginalny. Powtórzono dokładnie postulat Zbigniewa Rewskiego, wysunięty w tekście, w którym nawoływał on do usuwania nalotu niemieckości z oblicza ziem przyłączonych do Polski. Skądinąd zasłużony dla sprawy ratowania pamiątek przeszłości pierwszy olsztyński konserwator zabytków (1948 - 50) był zagorzałym przeciwnikiem „architektury poniemieckiej”, do której zaliczał budowle powstałe w XIX i XX w. Nawet secesja w „wydaniu pruskim” traktowana była przez niego jako szczyt szkaradztwa. Charakterystyczny dla budownictwa tego okresu na Warmii i Mazurach ceglany neogotyk, uważał Rewski prawie za niemiecki styl narodowy, kwintesencję prusactwa, a zarazem „orgię brzydoty i złego smaku”. Gmachy z czerwonej cegły należało według niego, wedle możności, „przeprojektować”. Jeśli ich przebudowa nie wchodziła w rachubę proponował zasłaniać elewacje zielenią lub nawet „zamalowywać jakimś specjalnym lakierem”. Pomniki - jak fromborski pomnik Kopernika - nadawały się tylko do wyburzenia.
Odgermanizować krajobraz
Problem stanowić mogły budynki monumentalne i to nie tylko przez ich „obcość” i wprowadzaną przez nie „dysharmonię”. Obiekty owe wyróżniały się przeważnie w krajobrazie. „Jeszcze trudniejsze zadanie stanowi zagadnienie odprusaczenia panoramy miast na Ziemiach Odzyskanych - pisał Rewski - w których dominuje zazwyczaj kilka szpiców i hełmów wież kościelnych, czy ratuszowych oraz wieże ciśnień. Można by jednak rozpatrzyć możliwość usunięcia szpiców i hełmów z najbardziej pruskich budowli. Moim zdaniem np. kościół garnizonowy w Olsztynie nic by na tym nie stracił, gdyby usunięte zostały obydwa szpice na wieży. Wieża straciłaby w panoramie na agresywności, a bargłowy jej dach upodobniłby się do form gotyckich kościołów zabytkowych Gdańska i Pomorza Szczecińskiego. Zdaję sobie sprawę, że zagadnienie to ma też swą podszewkę finansową w postaci podrożenia kosztów przebudowy czy restauracji o 5 czy 10 proc. powiedzmy, jeżeli jednak stwierdzimy, że zagadnienie jest z wielu względów ważne, to fundusze powinny się znaleźć. W rezultacie chodzi mi m. in. o to, by zarówno władze wojewódzkie jak i miejskie oraz powiatowe zwracały odtąd przy zatwierdzaniu projektów baczniejszą uwagę na konieczność odprusaczenia zabudowy Ziem Odzyskanych”.
Ziarno padło na podatny grunt. Olsztyńscy urzędnicy w sprawie wież zareagowali dokładnie w myśl apelu Rewskiego. Zdziwienie budzić może jedynie fakt, że nastąpiło to dopiero w 13 lat po jego opublikowaniu. Artykuł pt. „O odprusaczenie architektury ziem zachodnich”, z którego pochodzi przytoczony wyżej fragment, ukazał się w tygodniku „Odra” w marcu 1949 r.
Batalia o wieże
Trudno sądzić, że urzędnicza inicjatywa „poprawy krajobrazu” pojawiła się w roku 1962 spontanicznie. Sprawy schodów i wieży łączył ścisły związek czasowy, inspiracja działań zdawała się wypływać z tego samego źródła. Prowincjonalni funkcjonariusze partyjni korzystali z okazji, by wykazać swą patriotyczną postawę i przy okazji „osłabić wpływy Kościoła”. Postulaty Rewskiego były w tym ostatnim względzie bardzo wygodną przykrywką.
Ks. Samsonowicz ani myślał poddawać się naciskom i wątpliwej już mocno argumentacji. Choć kościół garnizonowy nie był w tym czasie uznawany za obiekt zabytkowy postanowił poszukać sojuszników w urzędzie Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków w Olsztynie. Powołał się przy tym na opis kościoła zawarty w wydanym w roku 1923 przewodniku Orłowicza. „Skoro wieże są ozdobą kościoła - pisał - zupełnie niezrozumiałym staje się fakt żądania usunięcia ich”. Zwrócił się też do Stefana Pietrusiewicza, przewodniczącego Komitetu Budownictwa Urbanistyki i Architektury w Warszawie (od r. 1955 ministra w kolejnych gabinetach J. Cyrankiewicza). W piśmie wysłanym do Warszawy informował o żądaniu obniżenia wieży, wysuniętym przez architektów miejskiego i wojewódzkiego, skarżył się również na niszczenie schodów, zaznaczając że przez ich rozebranie straci urbanistyka całego założenia. Nadmieniał o innych, złośliwych jego zdaniem, posunięciach władz miejskich. Prosił o wydelegowanie komisji, która „mogłaby na miejscu po dokładnym rozeznaniu, wydać obiektywną decyzję, tym bardziej, że z czynnikami miejscowymi niczego nie mogę załatwić, gdyż są bardzo negatywnie ustosunkowane do kościoła garnizonowego”. Kierunek działań okazał się właściwy. Z Warszawy przysłano komisję. Miał wkrótce w ręku mocny atut.
Wsparcie
Latem 1962 r. Instytutu Techniki Budowlanej wydał ekspertyzę w sprawie stanu konstrukcyjnego wież kościoła. Stwierdzono w niej, że więźba należy do okazów wyjątkowo pięknej i rzadko spotykanej roboty ciesielskiej, drewno zaś jest zdrowe, nie zaatakowane przez grzyby i szkodniki. Dwa zastrzały i łupkowe pokrycie były w kilku miejscach uszkodzone, nie zagrażało to jednak konstrukcji. Opinia olsztyńskich „ekspertów”, wedle której przeróbka hełmów byłaby bardziej ekonomiczna niż porycie ich blachą, nie ostała się krytyce. Koszt nowego pokrycia hełmów oceniono jako „niewspółmiernie mały w stosunku do przeróbki wież na inny styl”, w sprawie ich „charakteru stylowego” radzono zwrócić się do właściwego urzędu konserwatorskiego.
Kampanię o zachowanie kształtu wieży wsparło we wrześniu 1962 „Słowo Powszechne”. W artykule „Batalia o wieże”, wydrukowanym w dodatku „Słowo na Warmii i Mazurach”, autor ukryty pod inicjałami „P. K.” relacjonował szczegółowo wymianę urzędowych pism i przedstawiane przez obie strony argumenty. Dyskusja została upubliczniona, władze zdawały się mięknąć. Zastanawiające, że o opinię konserwatora zabytków wystąpiły na ostatku, spodziewając się zapewne jakie będzie jej brzmienie. W piśmie do Wydziału Kultury WRN w Olsztynie z 3 października 1962 „WBUA” asekuracyjnie zaznaczał, że żadnej decyzji w sprawie jak dotąd nie wydano.
Stanowisko konserwatora, nie pozostawiało cienia wątpliwości: hełmy wież należy zachować, zaś parafia powinna otrzymać nakaz ich remontu. Odpowiedź sygnował Józef Fajkowski, kierownik Wydz. Kultury WRN, któremu służbowo podlegał Wojewódzki Konserwator Zabytków (wtedy już mgr Lucjan Czubiel). Jak trafnie w niej zauważono „zmiana wież jest bezpodstawna i może jedynie spowodować oszpecenie budowli”, zaś „zastosowanie rozwiązania analogicznego do kościoła NMP w Gdańsku o znacznych wpływach gotyku północnego (niemieckiego) nie wpłynie na repolonizację krajobrazu Olsztyna”.
Bój, który nie kończy się nigdy
Chociaż próby walki o zachowanie monumentalnych schodów okazały się spóźnione, batalia o wieże w r. 1962 została wygrana. Pismo konserwatora zamykało dyskusję, podważało też zasadność pomysłów Rewskiego. Komitet Budownictwa Urbanistyki i Architektury w Warszawie wydał w kwietniu 1963 decyzję, wedle której „odnośnie kościoła garnizonowego w Olsztynie mają być wykonywane tylko te roboty, które zostały uzgodnione z władzami wojskowymi oraz Konserwatorem Wojewódzkim”. Architekci miejski i wojewódzki musieli ją zaakceptować. Dziś iglice wież nie połyskują już w słońcu. Pokryto je blachą miedzianą - podobno nastąpiło to dopiero w latach 1970-72. Kilka lat wcześniej uderzenie pioruna strąciło z wieży blaszanego koguta. Spadając zerwał on wiele łupkowych płytek. Wymiana pokrycia stała się więc naglącą potrzebą.
Miedzią chciano też zastąpić w r. 1980 ceramiczną dachówkę nad głównym korpusem budowli. Generalny Dziekan WP wystąpił o zgodę na przeróbkę „ze względów ekonomicznych, podobnie jak to uprzednio zrobiono z wieżami”. Informował o usunięciu dachówek i łupku na budynkach kilku zabytkowych kościołów garnizonowych - w Toruniu, Inowrocławiu, Gnieźnie, Jeleniej Górze - oraz uzyskaniu zezwolenia na pokrycie blachą miedzianą nawet wojskowej katedry w Warszawie „zabytku pochodzącego z pierwszej połowy XVII wieku”. W Olsztynie na szczęście zgody na podobne zmiany nie wydano.
Jeśli oglądać możemy kościół garnizonowy prawie takim, jakim zaprojektował go w 1909 Ludwig Dihm, ze strzelistymi iglicami wieży, czerwonymi dachami oraz wspaniałymi organami i większością zabytkowego wyposażenia, pamiętajmy, że stan ten nie jest tylko wynikiem splotu przypadkowych okoliczności. Zabytki trwają dzięki ludziom świadomym ich wartości, ludziom dobrej woli, dzięki tym, którzy, gdy trzeba, potrafią stanąć w ich obronie. Kierując się pośpiesznymi i fałszywymi sądami bardzo łatwo utracić dobra, pozostawione nam przez naszych poprzedników.
Rafał Bętkowski
(ze zmianami autorskimi dla:
www.olsztyn24.com)
UWAGA: W związku z wprowadzeniem do polskiego porządku prawnego z dniem 25 maja 2018 r. Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) z dnia 27 kwietnia 2016 r. nr 2018/679 (RODO) informujemy, że wyłączyliśmy możliwość komentowania artykułów w serwisie Olsztyn24. Wszystkie dotychczasowe komentarze wraz z danymi osobowymi komentujących zostały usunięte.
Osoby chcące wypowiedzieć się na prezentowane na naszych łamach tematy zapraszamy do komentowania na naszym profilu facebookowym oraz kanale YouTube.