Jerzy Szczudlik | 2024-04-27 18:53
„Balladyna” w Jaraczu
Scena z olsztyńskiej „Balladyny”
Nie doceniłem jej w szkole. Zainteresował mnie nią dopiero Adam Hanuszkiewicz, swoją inscenizacją sprzed niemal dokładnie 50 lat. I nie chodzi mi o motocyklowe Hondy, ale o widowisko, które stało się wydarzeniem nie tylko jednego sezonu.
„Balladyna” Juliusza Słowackiego to opowieść o żądzy władzy i o tym jak niewiele trzeba, by zostać mordercą. Sztuka, napisana w 1834 roku, pełna fantastycznych motywów i elementów słowiańskich wierzeń ludowych prawdopodobnie inspirowana była dramatami W. Shakespeare’a, a głównie „Makbetem”. Baśniowy świat Słowackiego jest mroczny, ale pełen namiętności, bogaty w wydarzenia i umazany w krwi. Może kiedyś ktoś pokusi się, by ten niezwykły dramat sfilmować jako serial, bo podobieństwa do „Gry o tron” nasuwają się same.
Reżyser Jarosław Kilian, dyrektor warszawskiego Teatru Lalka, który nie po raz pierwszy zmaga się z tekstem wieszcza na teatralnych scenach, zapowiadał wykorzystanie wszystkich jego barw, całego bogactwa konwencji i emocjonalności do opowieści o naszej współczesności - poplątanej i podzielonej jednocześnie, w postępującym rozpadzie i wiecznym sklejaniu. I to mu się udało. Można się spierać, czy potrzebne są aktualne stroje, nimfa Goplana jako Drag queen, tańce rodem z musicali, byśmy zauważyli ponadczasowość poetyckiego tekstu. Pewnie tak, jeśli chcemy, by opisywał naszą rzeczywistość, a nie był tylko baśnią. Ale czym się różni ten nasz real od baśniowych historii, pełnych upiorów i demonów, koszmarów, czarów, biedy i śmierci?
Są i na tym świecie dobrzy i okrutni władcy, są ich chore ambicje, są fałszywi przyjaciele. Są i czary, tylko role Chochlika i Skierki przejęli politycy i propagandziści. I tak łatwo jest pozbawiać innych życia, bo wyrzuty sumienia pojawiają się tylko na początku, później cel uświęca środki. Wyrzekamy się rodziny, przyjaciół, wartości. I jak Makbet, Balladyna, czy Putin zostajemy osamotnieni i nie przestaniemy, dopóki nie spotka nas zasłużona kara.
Kilian postanowił wzmocnić swoje przedstawienie plastycznie, w scenografii sięgając po refleksyjne malarstwo Jarosława Modzelewskiego, artysty, który w swoich pracach pokazuje często człowieka zagubionego pomiędzy dziejami a światem nadprzyrodzonym. Ciekawą muzykę do spektaklu stworzył Adam Walicki. Dobrze, że przeżywając ten trzygodzinny dramat mogliśmy się czasem uśmiechnąć, czasem nawet zaśmiać, a nawet zachwycić.
Nie wskażę aktorki lub aktora, którzy podobali mi się szczególnie, by nikogo nie skrzywdzić. Lecz gdybym uległ namowom, mój wybór padłby na odtwórcę Goplany.
Wyszedłem późnym wieczorem z teatru Jaracza i pomyślałem, że nie jest źle. Wciąż bowiem możemy przejrzeć się w Gople, czy w naszym jeziorze Krzywym, jak w zwierciadle lub pójść posłuchać przestróg Shakespeare’a, Słowackiego i innych genialnych twórców, by czerpać nadzieję na poprawę kondycji ludzkiej.
Moje sprawozdanie byłoby niepełne, gdybym nie wspomniał o antrakcie osłodzonym pyszną portugalską babeczką Pastéis de nata i prawdziwą kawą z olsztyńskiej kawiarni „Fanabeira”.
UWAGA: W związku z wprowadzeniem do polskiego porządku prawnego z dniem 25 maja 2018 r. Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) z dnia 27 kwietnia 2016 r. nr 2018/679 (RODO) informujemy, że wyłączyliśmy możliwość komentowania artykułów w serwisie Olsztyn24. Wszystkie dotychczasowe komentarze wraz z danymi osobowymi komentujących zostały usunięte.
Osoby chcące wypowiedzieć się na prezentowane na naszych łamach tematy zapraszamy do komentowania na naszym profilu facebookowym oraz kanale YouTube.