Łukasz Czarnecki-Pacyński/k | 2016-10-22 10:56
„Hydroformy” – podpatrywanie Natury
Wernisaż wystawy „Hydroformy” Henryka Ciruta (fot. Bernard Wawrzyniewicz - wszystkie) |
Więcej zdjęć »
Wystawa makro i mikrofotogramów Henryka Ciruta pt. „Hydroformy” w Galerii Rynek stała się wydarzeniem artystycznym. Te niezwykłe fotografie, przez krytyków porównywane z malarstwem, frapują i przyciągają wzrok swoimi interesującymi kadrami. Ich autor, absolwent Liceum Plastycznego w Zamościu, świadomie nawiązuje w swoich artystycznych wypowiedziach do wpajanych mu w młodości zasad kompozycji obrazu.
Sama Natura sprzyja, jak widać, produkcjom artystycznym Ciruta i piątkowy (21.10) wernisaż odbył się przy strugach deszczu za oknem.
- Na to właśnie liczyłem - stwierdził artysta, wyraźnie ukontentowany tą przychylnością Niebios. Jak mówi, jest zakochany w Warmii i bardzo sobie ceni możliwość poszukiwania właśnie tutaj tematów kolejnych cykli fotograficznych.
- Pochodzę z Lubelszczyzny, ale kiedy zobaczyłem piękno Warmii, jeziora w mieście - powiedziałem do siebie: to jest moje miejsce, w którym zamieszkam. Otrzymałem pracę w Wyższej Szkole Pedagogicznej jako asystent, tutaj poznałem moją żonę, tutaj przyszli na świat moi synowie. Półtora roku temu przeszedłem na emeryturę. Oczekiwałem tego momentu, pomimo, że pracę swoją bardzo kochałem. Uwielbiam studentów, ale zawsze gdzieś z tyłu głowy siedziała mi sztuka. Wiedziałem, że będę dla niej pracował, ale tylko wtedy, kiedy nie będzie żadnych innych obowiązków. I tak się też stało - powiedział Henryk Cirut.
Na wernisażu można było spotkać wielu przedstawicieli środowiska artystycznego naszego regionu. Andrzej Fabisiak - dyrektor Centrum Kulturalno-Bibliotecznego w Dobrym Mieście, jest szczególnie usatysfakcjonowany tym, że Cirut poszukiwał ujęć do swoich cykli fotograficznych w gminie Dobre Miasto, głównie wokół akwenu jeziora Limajno oraz na tamtejszych żwirowiskach.
- To jest naprawdę fantastyczne, że Henryk dostrzega to, czego my nie jesteśmy w stanie zobaczyć - mówi Andrzej Fabisiak. - Bardzo często, w naszej rzeczywistości wędrując, oglądamy świetne pejzaże, krajobrazy. Natomiast on stara się z tego wielkiego kontekstu wybrać fragment, który bardzo dokładnie analizuje. Znam artystów, którzy takie obrazy Natury próbują jeszcze uzupełniać różnymi rekwizytami. Henryk świadomie - i słusznie - z tego rezygnuje, zostawiając nam to, co jest surowe, jedyne, niepowtarzalne w kadrze obserwowanej Przyrody. Czeka, co mu żywioł i warunki atmosferyczne podpowiedzą, i w pewnym momencie - to jest jego zwycięstwo - naciska spust migawki, osiągając tak niesamowite efekty. Olśniewa nimi publiczność, która na wernisażach Henryka zawsze tłumnie sekunduje artyście.
Jerzy Waluga, nestor olsztyńskich fotografów, autor ponad stu tysięcy negatywów zdjęć wykonanych na kilku kontynentach, także docenia umiejętność wnikliwej obserwacji świata Henryka Ciruta.
- To trzeba umieć patrzeć. Bo niektórzy przejdą mimo i niczego nie widzą. A tyle jest ciekawych rzeczy i w plenerze, i w mieście. Ja nieraz idę i aż się zatrzymuję widząc kolejne, interesujące ujęcie. Henryk dostrzega takie, pozornie drobiazgi, z których umie wydobyć głębszy sens. To przysłowiowe drugie dno obrazu - mówi Waluga.
Marek Markiewicz - kabareciarz i dziennikarz, jest z wykształcenia biologiem. Tym bliższa jego sercu jest zatem tematyka zdjęć Ciruta.
- Z podobnymi światami zetknąłem się dawno, dawno temu, kiedy na studiach dostałem lupę powiększającą sześćdziesięciokrotnie i mogłem spojrzeć w mikrokosmos. Od razu się nim zachwyciłem i odtąd każde spotkanie z mikrokosmosem jest dla mnie ogromnym przeżyciem. To, co utrwalił Henryk w swoich fotogramach, jest właśnie kolejną zachętą do tego, aby mikrokosmos respektować, patrzeć na niego, podziwiać harmonię. Bo przecież te obrazy są skomponowane przez Naturę. Człowiek wybrał tu tylko kadry. Takie spotkania są bardzo czyste, bo pracuje tylko nasza wyobraźnia, która chce nadać temu jakieś sensy. A generalnie kompozycja jest absolutnie anonimowa. Każdy może wyobrażać sobie, co chce, a Natura po prostu tworzy swoje - mówi Markiewicz.
Paweł Staszak, szef Centrum Sztuk Wizualnych MOK, jest zafascynowany szybkim rozwojem artystycznego potencjału Henryka Ciruta.
- To jest w ogóle ewenement - ocenia. - Ten człowiek jeszcze półtora roku temu był wykładowcą. Potem przeszedł na emeryturę i szukał dalszej drogi dla siebie. Miał aparat fotograficzny, który zdjął z półki, i zaczął robić zdjęcia. Rok temu był początkującym amatorem fotografii. Dzisiaj jest pełnoprawnym artystą fotografikiem, uważnym obserwatorem Przyrody. Nie chciał też słuchać, kiedy proponowałem mu do pracy lepsze obiektywy. Wystarczy mu zwykły obiektyw Nikona. Te zdjęcia to zatem nie technika czy technologia. To uważna obserwacja poparta wrażliwością ich autora.
Tadeusz Prusiński, dziennikarz i autor książek, docenia umiejętność szybkiego uchwycenia właściwego kadru przez autora „Hydroform”.
- Widzimy tu takie rzeczy, wydawałoby się, mocno wykoncypowane przez artystę - mówi Prusiński. - A to jest tylko, i aż zarazem, uchwycenie chwili. Bo przecież, jak stwierdził dzisiaj Henryk, „Za chwile wiatr dmuchnie i już tego nie ma”.
Realizowany obecnie cykl fotografii określił Henryk Cirut mianem: „Tryptyku Warmińskiego”. W jego skład wchodzą: „Geoformy”, „Hydroformy” i trzecie, jeszcze nie zrealizowane: „Dendroformy”. Jak stwierdził artysta: „Znawcy fotografii uznali, że te ostatnie biją na głowę „Geoformy” i „Hydroformy”. Zapraszam na wystawę w przyszłym roku.”
Z D J Ę C I A
UWAGA: W związku z wprowadzeniem do polskiego porządku prawnego z dniem 25 maja 2018 r. Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) z dnia 27 kwietnia 2016 r. nr 2018/679 (RODO) informujemy, że wyłączyliśmy możliwość komentowania artykułów w serwisie Olsztyn24. Wszystkie dotychczasowe komentarze wraz z danymi osobowymi komentujących zostały usunięte.
Osoby chcące wypowiedzieć się na prezentowane na naszych łamach tematy zapraszamy do komentowania na naszym profilu facebookowym oraz kanale YouTube.