Tadeusz Iwiński | 2016-05-28 00:57
Obama w Hiroszimie. Dylematy pojednania i rozbrojenia nuklearnego
„Hibakusha” to japoński termin oznaczający ofiarę ataku atomowego. Ocenia się, że po 71 latach takich osób nadal mieszka w prefekturze Hiroszima ok. 83 tys., a w prefekturze Nagasaki - ok. 48 tys. Naturalnie wszystkie dane są wciąż szacunkowe. Uważa się generalnie, iż w wyniku zrzucenia - już po zakończeniu II wojny światowej w Europie - najpierw 6 sierpnia 1945 r. z superfortecy B-29 „Enola Gay” bomby o niewinnej nazwie „Little Boy” na Hiroszimę (na wyspie Honsiu), a po 3 dniach bomby „Fat Man” na Nagasaki, na Kiusiu (pierwotnym celem miała być Kokura, ale decyzję zmieniono ze względu na warunki pogodowe) śmierć poniosło łącznie co najmniej 200 tys. osób.
Niemal równo rok temu, gdy wraz z delegacją Polsko-Japońskiej Grupy Parlamentarnej zwiedzałem Hiroszimę, byłem - jak wszyscy - pod wielkim wrażeniem tego pobytu. Z jednej strony nowoczesne, zielone, z sympatycznymi tramwajami, dziś półtoramilionowe miasto. Z drugiej - poruszający kompleks w Parku Pamięci i Pokoju (obejmuje m.in. muzeum, Gembaku Domu - szkielet budynku, nad którym wybuchła bomba, Dzwon Pokoju i Cenotaf/Grobowiec z Ogniem Pokoju), zaprojektowany przez słynnego architekta Kenzo Tange. Wśród tłumu zwiedzających dominują japońscy uczniowie. Dyrektor tej placówki Kenji Shiga (mającej też kontakt z muzeum w Oświęcimiu) powiedział nam wówczas, iż tylko do końca 1945 r. zginęło oraz zmarło wskutek choroby popromiennej ok. 240 tys. osób.
Korzystając z pobytu w Japonii na szczycie państw-członków tzw. Grupy 67 Barack Obama, jako pierwszy urzędujący prezydent Stanów Zjednoczonych, złożył, w towarzystwie premiera Shinzo Abe, dwugodzinną wizytę w Hiroszimie. Określił ją jako symbol pojednania i zbliżenia między dawnymi - od ataku na Pearl Harbor – wrogami. Ten gest należy oczywiście docenić, choć Obama (inaczej niż np. kanclerz Willy Brandt przed laty w Warszawie) nie przepraszał, a koncentrował się na uczczeniu pamięci niewinnych ofiar. Spotkał się też z grupą hibakusha, w tym z Shigesaku Mori, który przez lata badał losy amerykańskich więźniów, m.in. lotników zestrzelonych nad Japonią. Co ciekawe - według Japan Times - aż 78% hibakusha NIE życzy sobie takich przeprosin!
Kenzaburo Oe, laureat Nagrody Nobla w dziedzinie literatury z 1994 r., celnie zauważył, że obowiązująca od 1947 r. konstytucja japońska jest bardziej „konstytucją z Hiroszimy” niż „z Tokio”. Miał oczywiście na myśli to, iż została ona narzucona przez USA i m.in. zawiera słynny art. 9. - nie tylko potępiający wojnę, lecz akcentujący, że kraj ten „NIE będzie utrzymywał sił lądowych, morskich, czy powietrznych”. Ten zapis jest w ostatnich latach krytykowany przez niektóre ugrupowania polityczne Nipponu. Warto też zauważyć, iż od powrotu do władzy w 2012 r. rządu Liberalnych Demokratów wzrosły wydatki na obronę, uchylono wieloletni zakaz eksportu uzbrojenia i wprowadzono zmiany legislacyjne umożliwiające Siłom Samoobrony (bo taką nazwę nosi japońska armia) prowadzenie pewnych akcji zbrojnych (np. w ramach ONZ) za granicą. Jednak radykalna zmiana konstytucji nie jest praktycznie możliwa, gdyż wymagałaby ona większości 2/3 w obu izbach parlamentu oraz większości w referendum ogólnokrajowym.
W wielu państwach Azji pamięć o udziale armii japońskiej w II wojnie i tragicznych często skutkach jej działań jest wciąż żywa. Wystarczy wspomnieć Filipiny, Birmę, Koreę, czy Chiny. To ostatnie mocarstwo wciąż nie może doczekać się ekspiacji władz w Tokio z powodu masakr w Nankinie w 1937 r., których ofiary szacuje się nawet na ok. 300 tys. Stąd nie przypadkiem obecny szef dyplomacji chińskiej Wang Yi (nota bene były ambasador w Japonii) w dniu wizyty Obamy w Hiroszimie na to właśnie zwrócił uwagę.
Generalnie procesy pojednania w Azji Południowej i na Dalekim Wschodzie przebiegają z większymi trudnościami niż w Europie. Bywają oczywiście wyjątki i np. Japonia jest obecnie głównym inwestorem w Wietnamie. Warto też pamiętać, iż w konferencji w San Francisco we wrześniu 1951 r. z udziałem państw będących w stanie wojny z cesarstwem japońskim - 48 spośród nich podpisało traktat pokojowy, ale nie znalazł się wśród nich Związek Radziecki (podobnie Polska). Efektem tego jest np. trwający dotąd spór na linii Moskwa - Tokio o południowe Wyspy Kurylskie (według nomenklatury japońskiej - Terytoria Północne). Niektórzy historycy wyrażają nawet z tego powody opinię, że z prawnego punktu widzenia II wojna nie została jeszcze zakończona, lecz należy ją uznać za przesadną.
Prezydent Obama apelował w Hiroszimie o „świat bez broni nuklearnej”. Niedawno zwołał też w Waszyngtonie ważny szczyt w tej sprawie. Bodaj największych zwolenników ma wśród japońskich hibakusha. Wielu z nich twierdzi, iż w ogóle nie do przyjęcia jest taka sytuacja, że taka broń wciąż jeszcze istnieje. Chciałbym się mylić, ale będąc - jak mówią Amerykanie - „trzeźwym jak sędzia” (to be as sober as a judge) to mało prawdopodobne. Trzeba, a to jest realne, działać natomiast na rzecz znaczącej REDUKCJI arsenałów tej broni oraz przeciwdziałać jej proliferacji.
UWAGA: W związku z wprowadzeniem do polskiego porządku prawnego z dniem 25 maja 2018 r. Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) z dnia 27 kwietnia 2016 r. nr 2018/679 (RODO) informujemy, że wyłączyliśmy możliwość komentowania artykułów w serwisie Olsztyn24. Wszystkie dotychczasowe komentarze wraz z danymi osobowymi komentujących zostały usunięte.
Osoby chcące wypowiedzieć się na prezentowane na naszych łamach tematy zapraszamy do komentowania na naszym profilu facebookowym oraz kanale YouTube.