Olsztyn24

Olsztyn24
19:56
24 listopada 2024
Emmy, Jana

szukaj

Ludzie

Polityka

Finanse

Inwestycje

Transport

Kultura

Teatr

Literatura

Wystawy

Muzyka

Film

Imprezy

Nauka

Oświata

Zdrowie

Bezpiecz.

Sport

Bez barier

Wypoczynek

Religia

Personalia

NGO

BWA

FWM

MBpG

MWiM

MBP

WBP

OPiOA

T.Jaracza

Co?Gdzie?

Wideo

Galeria

Elżbieta Mierzyńska | 2015-03-08 20:28
Recenzja książki o ludziach stąd

„Zakrętasy” Heleny Piotrowskiej

Olsztyn
„Zakrętasy. Dzieje mieszkańców Gurklen-Górkła” - autor Helena Piotrowska | Więcej zdjęć »

Kończyłam właśnie czytanie książki „Zakrętasy” olsztyńskiej autorki Heleny Piotrowskiej, gdy na ekranie telewizora zobaczyłam ludzi z najbliższej okolicy. Niedawno bowiem (23.02) TVP 1 wyemitowała reportaż „...bo jestem stąd”. Był to dokument o poszukiwaniach tożsamości Warmiaków. Krzysztof Ziemiec przedstawiał historię wielu rodzin, odkrywał wielokulturową i niejednoznaczną tożsamość, która stawała się przyczyną nieszczęść. Mogłam porównać dwa tytuły - telewizyjnego reportażu i książki Heleny Piotrowskiej. Oba dotykały tych samych pytań o to, kim teraz jestem.

W telewizyjnym reportażu padło wiele dramatycznych stwierdzeń o mordach i gwałtach, a obok tego pojawiały się dające moc stwierdzenia, że w Gietrzwałdzie Matka Boska mówiła po polsku. Jedna z bohaterek filmu, pani Jadwiga Wegner, zapewniała, że czuje się Polką, ale mówiła to z akcentem, podobnym do języka niemieckiego. Druga kobieta, pani Olga Oswald, stwierdzała z kolei, że czuje się tak i tak. Edward Cyfus mówił, że może płynie w nim krew niemiecka, ale duszę ma słowiańską. Czym przy tym jest książka Heleny Piotrowskiej? Myślę, że pozycją, która stara się z jeszcze większą wnikliwością spisywać ludzkie losy i to, jakie historia w nich zbudowała „zakrętasy”. Czytelnik może czuć ciarki na ciele, czytając ostatnie zdania: „Stali w październikowe południe na cmentarzu Friedhoff w Hagen-Dahl starsi i młodsi, i zupełnie malutcy, bo młode pokolenie się rozrasta. Ewangelicy i katolicy, których los odrzucił o tysiąc z górą kilometrów od siebie. Sfrunął liść, jeden, drugi...” Los dla rodzin z Mazur chciał być skrupulatny i sprawiedliwy. Helena Piotrowska pisze, że mając w planie dwa pogrzeby w jednej rodzinie, sprawił, że jeden musiał odbyć się w Polsce, a drugi musiał być w Niemczech.

Autorka odbyła długą podróż po Mazurach, budując kartki książki przez kilka lat. Spisywała fakt po fakcie z historii swoich rozmówców i znajomych jej rodzin, bo i ona sama urodziła się na Mazurach. Czasem odchodziła od ludzkich zwierzeń w stronę podręcznika historii. Nie wiem, czy to było konieczne, a może takie odniesienia uznawała za ważne i oryginalne? Sięgała aż do Prusów, Galindów, podboju Krzyżaków, by wreszcie pojawić we współczesnej wędrówce i na przykład dzięki uprzejmości sołtysa Górkła przemierzyć oplem trzyipółkilometrową drogę gruntową z Górkła do Szymonki, a przy tym jeszcze w tej drodze spostrzec przelatujące stado żurawi, podkreślając, że tędy właśnie zawsze przebiega wędrowny szlak tych ptaków. Forma reportażu przeplata się z czystą prezentacją życiorysów, zamkniętą w datach i adresach. Nie ma w niej dialogów i literackich powiększeń. Można rzec, że autorka otwiera zamknięte okna historii i zestawia je ze współczesnym obrazem swoich spotkań. Robi to jak oddany sprawie archiwista. Poświęca dużo uwagi zmianom nazw, niekiedy i nazwisk, także gwarze mazurskiej, wręcz inwentaryzuje wyposażenie dawnych domów i zwyczajów, zawsze na przykładzie konkretnych rodzin i ich losów, które wojna pomieszała aż do dziś nie dając odpowiedzi na najważniejsze pytania. W książce znajduje się także wiele wyblakłych, ale ważnych zdjęć: warsztat tkacki, stolarnia, lampa, piec, pasieka, gminna spółdzielnia, szkoły, wesela, święta, pamiątkowe fotografie w ogrodach... Na wielu zdjęciach w centralnym punkcie ktoś, kto grał - na akordeonie, gitarze, skrzypcach. Zwraca uwagę ładna kompozycja postaci pozujących do zdjęć. Fotografiom towarzyszą opisy życia w latach powojennych, a trochę wcześniejsze relacje w książce to furmanki z cywilami, które ciągnęły poboczem drogi, jedna za drugą. Drogi tam to ciągłe zakrętasy, które też symbolicznie charakteryzują książkę Heleny Piotrowskiej, rozdział za rozdziałem, zakręty losu jednej rodziny, drugiej, trzeciej... Autorka nie komentuje, nie zdradza nawet swoich odczuć, dokładnie porządkuje etapy skomplikowanej tożsamości.

Nie czyta się tej książki łatwo, głównie ze względu na formę. Jest w niej i reportaż, i cytaty z oddalonych dziejów, i wiernie spisane życiorysy, lecz bez wysilania się na analizę, którą zostawia rzece historii. Myślę, że najważniejszą cechą książki, a może też i ambicją autorki było zmagazynowanie tego, co jest w pamięci odchodzącego pokolenia i jednocześnie umożliwienie następnym pokoleniom poznawanie swoich korzeni, wywodzących się z ziemi trudnej, ale i bezgranicznie niezwykłej. Książka jest jednym z przykładów na konieczność otwartego mówienia o przeszłości.

Helena Piotrowska wyborem tematu książki mnie zaskoczyła. Jej „Zakrętasy. Dzieje mieszkańców Gurklen - Górkła” to inny gatunek niż książki oparte na wspomnieniach artystów czy działaczy środowiskowych, którymi zasłynęła w Olsztynie. Czy to wskazuje nową drogę pisarską tej autorki? Poczekam na to, co czas pokaże.

******

„Zakrętasy. Dzieje mieszkańców Gurklen-Górkła” - autor Helena Piotrowska. Wydawca - Stowarzyszenie Powinniśmy w Olsztynie.

R E K L A M A
Z D J Ę C I A
Olsztyn
Olsztyn
Olsztyn
Olsztyn
Olsztyn
UWAGA: W związku z wprowadzeniem do polskiego porządku prawnego z dniem 25 maja 2018 r. Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) z dnia 27 kwietnia 2016 r. nr 2018/679 (RODO) informujemy, że wyłączyliśmy możliwość komentowania artykułów w serwisie Olsztyn24. Wszystkie dotychczasowe komentarze wraz z danymi osobowymi komentujących zostały usunięte. Osoby chcące wypowiedzieć się na prezentowane na naszych łamach tematy zapraszamy do komentowania na naszym profilu facebookowym oraz kanale YouTube.
Pracuj.pl
Olsztyn24