Jerzy Szczudlik | 2014-12-19 16:29
KULturĄ W PŁOT
Boże Narodzenie
Chrystus Pan się narodził
Świat cały się odmłodził
Et mentes*
Nad sianem, nad żłóbeczkiem
Aniołek z aniołeczkiem
Ridentes**
Juliusz Słowacki
To fragment kolędy (chyba już nigdzie nieśpiewanej) wieszcza Juliusza. Zbliżają się piękne, obrosłe w bogatą tradycję święta. Na ogół czekamy na nie z utęsknieniem. Pierwsza wigilijna gwiazda oświetla zimę tak mocno, że bez niej lepiej byłoby tę porę roku przespać jak niektóre zwierzęta (czyżby te, niepotrafiące przemówić ludzkim głosem?).
Mój rok wyznaczają właśnie święta Bożego Narodzenia, a nie moje własne urodziny. To te święta, mimo ich radosnego wydźwięku, przypominają mi o upływie czasu. Jedni lubią mówić, ile to liczą sobie wiosen, inni lat, a ja zastanawiam się, ile jeszcze pozostało mi świąt z ich metafizyczną magią.
Wigilijny stół to specyficzny rodzaj rodzinnego albumu. W odróżnieniu od szopki, w której wciąż ten sam zestaw postaci, widać, kogo przy stole już nie ma, komu zdrowie nie pozwala na zjedzenie 12 potraw, kto wszedł do rodziny wiedziony miłością, a kto wystaje co roku coraz bardziej znad stołu i zapewni przetrwanie rodu.
Jan Andrzej Morsztyn, poeta baroku dworskiego i pradziad ostatniego polskiego króla (Stanisław August Poniatowski urodził się 39 lat po śmierci poety, nie mieli zatem okazji zasiąść przy wspólnym wigilijnym stole, co dziś się przecież pradziadkom i prawnukom zdarza), też chyba lubił święta, bo pisał:
Szczęśliwa nocy, w którą się nam rodzi
Dzień jasny, światło wszystkiemu stworzeniu,
I w której brudach i okropnym cieniu
Słońce jaśniejsze nad codzienne wschodzi.
Szczęśliwe bydło, które gdy mróz chłodzi,
Grzejecie Pana w ciepłym swoim tchnieniu;
Luboście nieme, w takim przysłużeniu
Zazdrościć się wam tego szczęścia godzi.
Szczęśliwa stajni, szczęśliwe pieluchy,
Które się boskich członeczków tykają,
Szczęśliwy i żłób, szczęśliwe i siano,
Szczęśliwsze jednak nad wszystko pastuchy;
Sądzę, że naprzód Dzieciątko witają,
I do zbawienia powstali tak rano.
Święta to nie tylko czas wytchnienia od pracy. Są na tyle intensywne, wymagające zaangażowania i podporządkowania się utartym przez lata zwyczajom, abyśmy mogli zapomnieć o porażkach, kłopotach, niedostatkach. Ale też uwierzyć, że świat zaczarowany magią świąt nie może być tylko zły, bo tak jak na czubku choinki wieszamy gwiazdę lub szpic, tak na wierzchołku świata umieszczono nadzieję na poprawę naszego losu. Dlatego składamy sobie życzenia, te realne oraz te utkane z marzeń, i nie przyjdzie nam na myśl mieć wątpliwości co do ich realizacji. Przecież zostały przegryzione kawałkiem opłatka, symbolicznego chleba miłości i pojednania. Posłuchajmy Stanisława Wyspiańskiego:
Bożego Narodzenia
ta noc jest dla nas święta.
Niech idą w zapomnienia
niewoli gnuśne pęta.
Święta Bożego Narodzenia to chwilowy powrót do beztroskiego dzieciństwa, do wyidealizowanego świata, w którym jest miejsce na rozejm, ludzką solidarność, odbudowę rodzinnych więzi. Mimo szybko zapadających ciemności świąteczny nastrój, krzątająca się w kuchni mama lub babcia (coraz częściej pojawiają się tam i tata, i dziadek), choinkowe światła, zapach igliwia, wosku i przyrządzanych smakołyków składają się na wyjątkową mieszankę, która rozmiękcza nasze serca i czyni nas lepszymi, skłonniejszymi do zgody, do zauważenia potrzebujących i podzielenia się z nimi naszym, nawet skromnym, dostatkiem. Oby symboliczne dodatkowe nakrycie oznaczało coś więcej niż tylko nakaz tradycji, by było dowodem naszej otwartości, tolerancji i akceptacji prawdy, że tradycja także podlega modyfikacjom, a nasze obyczaje, poglądy czy zachowania nie muszą być świętością dla innych. Jan Kasprowicz, wybitny poeta młodopolski, przekonuje nas, iż boskość i miłość zrodziły się z ubóstwa, spróbujmy je częściej dostrzegać i jakoś mu zaradzić:
Miłość się rodzi! w stajence! z ubóstwa
Idzie potęga, co dziwnemi słowy
Śród trędowatych zapanuje mnóstwa
I w chór szermierzy przemieni ich zdrowy!
Co w oczy ślepców rzuci promień nowy,
Ażeby patrzeć umieli, jak z ducha
Wznoszą się szczyty wspaniałej budowy,
Jak ta świątnica, nie martwa, nie głucha,
Żywymi płomieniami z swych ołtarzy bucha!
Dla wielu z nas będzie to czas odnajdywania zgubionego Boga. Odczujemy Jego obecność, tę cichą i niewinną, ale także głośną i natarczywą. Może narodzi się On na nowo w naszych sercach, a może zostawi jeszcze więcej wątpliwości, jak chociażby tę, dlaczego ubogiego Boga pozdrawiamy w kapiącej złotem świątyni. Tak czy inaczej niech rodzi się co roku na nowo, by przypomnieć nam o swoim człowieczeństwie, o posiadanym przez nas pierwiastku boskości i o tym, że świat, bez względu na jego pochodzenie, naprawdę istnieje, a my z Bożą pomocą, czy bez niej, mamy obowiązek uczynić go jeszcze piękniejszym i nie pozwolić, by pewnego dnia nie było na nim świąt Bożego Narodzenia, bo to już będzie pewnie koniec świata. Oto bożonarodzeniowa refleksja Leopolda Staffa, młodopolskiego poety-mędrca:
Cóż to wielkiego, Magowie ze Wschodu,
Żeście odkryli po roku podróży
Pana na sianie, między bydłem, gnojem,
Gdy ja, bez gwiazdy szczególnej przewodu,
Znalazłem Boga - błądząc wiele dłużej -
W jeszcze podlejszej stajni: w sercu swojem.
Powie ktoś, że się nam te święta dawno skomercjalizowały. To prawda, choinki atakują nas zewsząd już w listopadzie, Mikołaj (chyba jednak nie święty), a w zasadzie tabuny Mikołajów próbują wcisnąć nam prezenty na długo przed świętami. Jedna wielka szopka. A my, biedni konsumenci, łatwiej niż karpie wpadamy w zastawione na nas sieci. I rywalizujemy z sąsiadami, czyj dom i ogród będzie w tym roku bardziej widoczny z kosmosu, bo przecież mamy jeszcze jedno drzewo, jeden krzaczek, kolumienkę, czy rynnę niezakutą w świetliste łańcuchy. Tęsknię do czasów, kiedy choinkę ubierało się w dniu wigilijnym, a przechowywane latami w rodzinie bombki mieniły się w świetle prawdziwych świeczek, i gdy Bóg bywał łaskawszy, przykrywając pola białym obrusem za to dzisiaj wigilijny stół oświetla gwiazdka mi najmilsza, moja wnuczka. A jak o gwiazdach mowa, to tylko one wydają się nie poddawać terrorowi handlowców. Zobaczymy więc pewnie jako pierwszą gwiazdę Wega z gwiazdozbioru Lutni lub, co bardziej prawdopodobne, za pierwszą gwiazdkę uznamy planetę Jowisz czy Wenus. Kończę gwiazdą pierwszej wielkości z gwiazdozbioru Poezji, Cyprianem Norwidem:
Śpiewają wciąż wybrani
U żłobu, gdzie jest Bóg;
Lecz milczą zadyszani,
Wbiegając w próg
Oby nasi nowo wybrani samorządowcy za bardzo nie rozśpiewali się u żłobu, a uczynili nam, co obiecali, gminę lepszą i pełniejszą cudów. Tego Państwu i sobie życzę.
Jerzy Szczudlik (starszy o kolejne święta)
******
Felietony Jerzego Szczudlika ukazują się w „Gazecie Gietrzwałdzkiej”
UWAGA: W związku z wprowadzeniem do polskiego porządku prawnego z dniem 25 maja 2018 r. Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) z dnia 27 kwietnia 2016 r. nr 2018/679 (RODO) informujemy, że wyłączyliśmy możliwość komentowania artykułów w serwisie Olsztyn24. Wszystkie dotychczasowe komentarze wraz z danymi osobowymi komentujących zostały usunięte.
Osoby chcące wypowiedzieć się na prezentowane na naszych łamach tematy zapraszamy do komentowania na naszym profilu facebookowym oraz kanale YouTube.