Aż trudno uwierzyć, że znany aktor teatralny i filmowy Stanisław Mikulski ma 83 lata. Młodzieńczy humor i radość życia wprost rozsadzają go. No i ten głos, który oparł się upływowi czasu, czaruje swym wspaniałym brzmieniem. Dziś (20.11) ulubieniec publiczności zarówno dojrzałej, jak i tej zupełnie młodej, spotkał się ze swoimi fanami w Kawiarni Literackiej i Filmowej w Książnicy Polskiej.
Na salę wkroczył sprężystym i pewnym krokiem. Publika zamarła i nagrodziła go za chwilę rzęsistymi brawami.
- Jak pan to robi, że mimo przekroczonej osiemdziesiątki ma pan tak świetną kondycję? - wyrwało się komuś z tłumu.
- Ależ gdzie tam, ależ gdzie tam. Ja mam świetną kondycję? To nieprawda - zaśmiewał się Stanisław Mikulski.
- Przecież mnie tam coś bez przerwy strzyka, boli kręgosłup... jak to w moim wieku. No, ale staram się jakoś tam toczyć do przodu.Potem potoczyły się wspomnienia o pierwszych aktorskich poczynaniach. Aktor debiutował rolą junaka Służby Polsce na początku lat 50. Potem była służba wojskowa, szkoła aktorska i pierwsze role teatralne oraz filmowe. Aktor podkreśla, że czuje się przede wszystkim aktorem teatralnym. Film to tylko część jego życia.
- Film gra się drobnymi kawałkami, potem wszystko skleja. Natomiast teatr powstaje krok po kroku i eksponowana jest widzowi całość, co wymaga większej pracy - stwierdza artysta.
- Poza tym scena daje mi większą możliwość zagrania większej liczby ról. W filmie grywałem różne role, ale głównie amantów. Natomiast w teatrze wymarzone role, jak chociażby Cyrana de Bergerac z wielkim nosem.Jednak w pamięci wielu fanów Mikulski pozostanie jako Hans Kloss, odtwórca głównej roli w „Stawce większej niż życie”, serialu, który zalicza już chyba piąte pokolenie.
- Oj, ta postać ściga mnie przez ponad 40 lat i chyba się od niej nigdy nie uwolnię - dodaje z kokieteryjnym uśmiechem.
Jednak artysta lubi swego bohatera, choć w filmie nosi mundur niemiecki. Stanisław Mikulski nie lubi mówić o wojnie, którą przeżył jako dziecko. W ogóle stwierdza, że nie za bardzo lubi mówić o sobie. A tu przyszło mu mówić o swojej autobiografii „Niechętnie o sobie”.
- To żona namówiła mnie, bym przygotował tę książkę. Uparła się i nie miałem wyjścia - wspomina aktor.
- Nie, nie pisałem tej biografii, to zrobił młody i zdolny dziennikarz Paweł Oksanowicz. Ja tylko mówiłem. Mówiłem, a on zapisywał. Miało być 100-120 stron, no a jest ponad 400. No tak, ale ja niechętnie mówię o sobie, bo co ja mogę powiedzieć ludziom. Jednak wyszło grube tomisko. Może kogoś książka zainteresuje i ktoś ją przeczyta. Książka „Niechętnie o sobie” powinna raczej się nazywać „Bardzo niechętnie o sobie”.