Olsztyn24

Olsztyn24
03:26
02 listopada 2024
Bohdany, Ambrożego

szukaj

Ludzie

Polityka

Finanse

Inwestycje

Transport

Kultura

Teatr

Literatura

Wystawy

Muzyka

Film

Imprezy

Nauka

Oświata

Zdrowie

Bezpiecz.

Sport

Bez barier

Wypoczynek

Religia

Personalia

NGO

BWA

FWM

MBpG

MWiM

MBP

WBP

OPiOA

T.Jaracza

Co?Gdzie?

Wideo

Galeria

Tadeusz Iwiński | 2012-11-10 16:00

Obama - Romney 332:206

Olsztyn
 

Wciąż są liczone głosy na prawie 20-milionowej Florydzie, gdzie jednak prawdopodobnie - niewielką większością - pulę 29 elektorskich głosów zgarnie ustępujący prezydent. Nie zmieni to faktu, że kończący swą pierwszą kadencję Barack Obama uzyskał reelekcję, pokonując Mitta Romney’a. Oznaczać to jedynie będzie, iż ostateczny wynik to 332 do 206. Wybrano równocześnie cały skład 435-osobowej Izby Reprezentantów, o dwuletniej kadencji (republikanie utrzymali większość) oraz 1/3 składu 100-osobowego Senatu, o 6-letniej kadencji (przewaga należy do demokratów). Ponadto wybrano 11 gubernatorów, zaś w 27 stanach miały miejsca rozmaite referenda i plebiscyty, np. w sprawach używania marihuany, stosowania kary śmierci, czy małżeństw homoseksualnych.

Ponowny wybór Obamy na prezydenta NIE był zaskoczeniem, choć przyszedł politykowi z Illinois o wiele trudniej niż przed 4 laty. W ponad 200-letniej historii USA tylko czterokrotnie urzędujący prezydenci przegrywali wybory - sto lat temu Taft z Wilsonem, 80 lat temu Hoover z Franklin Delano Rooseveltem, w 1980 r. Carter z Reaganem i przed dwiema dekadami Bush senior z Clintonem. Co więcej - tylko jeden z nich (Carter) był demokratą.

Mimo błędów Obamy i niespełnienia wielu z ponad 500 obietnic wyborczych z 2008 r. (np. zamknięcia obozu w Guantanamo), dotychczasowy prezydent przeprowadził istotna reformę systemu ubezpieczeń zdrowotnych, przyznał prawo do legalnego pobytu w Stanach Zjednoczonych imigrantom, którzy jako dzieci, z naruszeniem prawa, przekroczyli granicę na Rio Grande, i nie wahał się aktywnie interweniować w gospodarce oraz sferze finansów (np. ratując banki, przemysł samochodowy), de facto zmniejszając skutki kryzysu. Opowiadał się też za współpracą z Rosją (rezygnując z kosztownego i kontrowersyjnego programu obrony rakietowej Busha juniora), za dialogiem z Chinami (kluczowym w amerykańskiej sytuacji finansowej) i nie podejmował nadmiernie ryzykownych działań na Bliskim oraz Środkowym Wschodzie (m.in. w odniesieniu do Iranu). Poważne podejście do likwidacji huraganu „Sandy”, w ostatnich dni przed wyborami, z pewnością także odegrało pewną rolę.

Romney nie miał raczej szans na zwycięstwo, głównie ze względu na arytmetyczny układ sił w kluczowych stanach „wahających się” („swing states”). W istocie bowiem w decydującej fazie batalia toczyła się o głosy elektorów tylko z 9 stanów (z zaledwie 22% całej populacji Stanów) - Florydy (29 głosów), Ohio (18), Karoliny Północnej (15), Wirginii (13), Wisconsin (10), Kolorado (9), Newady i Iowa (po 6) oraz New Hampshire (4). Jak analizował „New York Times” - spośród rozmaitych kombinacji wyników w tych stanach - 431 scenariuszy przemawiały za Obamą, a tylko 76 za Romnmey’em. A zwycięstwo w największym z tych stanów (Floryda) dawało niemal pewność sukcesu obecnego prezydenta. Z kolei - nawet przy porażce na Florydzie (przesądziła ona przed 12 laty, przy różnicy zaledwie ok. pięciuset głosów, o przegranej Ala Gore’a) - zachowywał wciąż 176 scenariuszy dlań korzystnych przy 75 dla Romney’a. Ten ostatni musiałby zwyciężyć co najmniej w Ohio, Karolinie Płn. i Wisconsin.

Niewielka stosunkowo przewaga głosów oddanych na Obamę w skali całego kraju nie oznacza automatycznie słabszej legitymizacji społecznej. Warto pamiętać, iż miało to już miejsce trzykrotnie w przeszłości - w 1800 r. (wtedy Izba Reprezentantów przesądziła jednym głosem o zwycięstwie Thomasa Jeffersona), w 1824 r., gdy ten sam mechanizm zapewnił sukces Johnowi Quincy Adamsiowi, a wreszcie we wspomnianym już roku 2000.

Największym wyzwaniem dla Obamy w drugiej kadencji będzie bez wątpienia walka z kryzysem ekonomicznym, szczególnie pod kątem konieczności tworzenia nowych miejsc pracy. Sprawy walki z terroryzmem znajdą się mimo wszystko ma dalszej pozycji.

W relacjach z Polską nie należy oczekiwać jakiejś istotnej zmiany. USA pozostaną naturalnie naszym ważnym sojusznikiem politycznym i kluczowym gwarantem bezpieczeństwa w ramach NATO. Warto dbać o lepszą współpracę gospodarczą i naukową, o zwiększenie inwestycji amerykańskich nad Wisłą itd. Nie warto wszak tworzyć kolejnych mitów. Kwestia „tarczy” antyrakietowej, moim zdaniem, nie ma decydującej wagi dla naszych relacji dwustronnych. PO i PiS w przeszłości - w swej naiwności i niezbyt dobrze znając program wyborczy Partii Demokratycznej (zarazem w jakimś stopniu rywalizując ze sobą o względy i „zdjęcia” z panią sekretarz stanu Condolizzą Rice) - nie w pełni uświadamiały sobie, że dla Waszyngtonu dialog z Moskwą ma zasadnicze znaczenie (m.in. po to, by oszczędzić setki miliardów dolarów na konstruowanie nowych typów broni strategicznych). Pomysł prezydenta Komorowskiego na polską „tarczę” w ramach NATO jest wciąż bardzo mglisty i wymaga wielu dyskusji oraz odnośnych decyzji.

Wizy dla Polaków powinny być oczywiście zniesione i wierzę, że prezydent Obama dotrzyma danego słowa (nieco żartując można rzec, iż obiecywał uczynienie tego do końca kadencji, ale nie wspominał KTÓREJ). Polacy nie stanowią żadnego „zagrożenia” migracyjnego czy demograficznego dla Stanów Zjednoczonych. Generalnie przecież już mniej chętnie pracują „za wielką wodą”, będąc członkami Unii Europejskiej. Ponadto, to tysiące Meksykanów dziennie nielegalnie przekraczają granicę z USA i to pokazuje z jakiego kierunku granica amerykańska winna być strzeżona. Co do kwestii eksploatacji gazu łupkowego, to według mnie również i w tej dziedzinie nie należy tworzyć „mitów”. POLSKA NIE PRZEKSZTAŁCI SIĘ W TURKMENISTAN, CZY KATAR. Korzystając z technologii amerykańskich warto jednak z pewnością dokonywać odwiertów (potrzeba ich tysiące, aby rzetelnie określić zasoby).

Trudno dziś jednoznacznie powiedzieć, jaka będzie przyszłość Mitta Romney’a. Okazał się być „twardym” zawodnikiem politycznym i w miarę kampanii wyborczej dojrzewał. Jako mówca nie ustępował świetnemu przecież oratorowi, jakim jest Obama i nie stosował promptera. Nigdy też nie przekraczał ram kultury politycznej, mimo stosowania ostrej argumentacji. Stale pamiętał o amerykańskiej maksymie, że: „Człowiek w gniewie siada na dzikiego konia”. Dobrze wykorzystywał swe duże doświadczenie biznesowe, prawdziwą karierę zrobiła jego żona Ann i nie zaszkodziła mu nawet specjalnie przynależność do Kościoła Jezusa Chrystusa Świętych Dnia Ostatniego (mormoni).

Romnej ma 65 lat i z powodzeniem może ubiegać się o prezydenturę w kolejnych wyborach. Gdy Ronald Reagan obejmował urząd głowy państwa miał 70 lat i pełnił go skutecznie przez dwie kadencje. O ile zresztą demokraci wystawią Hillary Clinton, to kandydaci będą równolatkami. Naturalnie, iż nie będzie brakowało konkurentów z grona działaczy Partii Republikańskiej - np. obecny kandydat na wiceprezydenta Paul Ryan, czy młody senator Mario Rubio (ma korzenie kubańskie, co może sprzyjać przezwyciężeniu przez prawicę bariery niemożności uzyskania poparcia przez społeczność latynoamerykańską). W sumie - Mitt Romney, być może, NIE powiedział jeszcze ostatniego słowa.

Tadeusz Iwiński

R E K L A M A
UWAGA: W związku z wprowadzeniem do polskiego porządku prawnego z dniem 25 maja 2018 r. Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) z dnia 27 kwietnia 2016 r. nr 2018/679 (RODO) informujemy, że wyłączyliśmy możliwość komentowania artykułów w serwisie Olsztyn24. Wszystkie dotychczasowe komentarze wraz z danymi osobowymi komentujących zostały usunięte. Osoby chcące wypowiedzieć się na prezentowane na naszych łamach tematy zapraszamy do komentowania na naszym profilu facebookowym oraz kanale YouTube.
Pracuj.pl
Olsztyn24