Olsztyn24

Olsztyn24
04:27
24 listopada 2024
Emmy, Jana

szukaj

Ludzie

Polityka

Finanse

Inwestycje

Transport

Kultura

Teatr

Literatura

Wystawy

Muzyka

Film

Imprezy

Nauka

Oświata

Zdrowie

Bezpiecz.

Sport

Bez barier

Wypoczynek

Religia

Personalia

NGO

BWA

FWM

MBpG

MWiM

MBP

WBP

OPiOA

T.Jaracza

Co?Gdzie?

Wideo

Galeria

Tadeusz Iwiński | 2012-11-02 10:28

Chemia-Polityka-Smoleńsk

Olsztyn
 

Od publikacji sensacyjnego artykułu Cezarego Gmyza „Trotyl na wraku tupolewa”, na łamach „Rzeczpospolitej”, powróciły pytania o przyczyny i okoliczności katastrofy pod Smoleńskiem. Ale nade wszystko rozgorzała na nowo bardzo ostra debata na ten temat, która przerodziła się w ogromną awanturę polityczną, mającą nawet pewne reperkusje za granicą. I nie zmienia tego faktu częściowe zdementowanie przez dziennik wcześniejszych informacji ani oddanie się do dyspozycji jego redaktora naczelnego.

Najpierw kilka słów o chemii w omawianym kontekście. Wiele lat temu ukończyłem studia na takim Wydziale w świetnej uczelni, jaką jest Politechnika Warszawska. Co więcej - moją specjalizacją była „technologia związków azotowych”, co - eufemistycznie - oznaczało technologię materiałów wybuchowych. Bo przecież np. trotyl, wynaleziony półtora wieku temu przez Niemca Franza Wilbranda, to po prostu trójnitrotoluen (TNT). Przy okazji, to właśnie w tonach trotylu określa się siłę wybuchów jądrowych. Z kolei nitrogliceryna, to ester kwasu azotowego i gliceryny. I właśnie cząstki tych dwóch związków organicznych miały być jakoby wykryte ostatnio na wraku samolotu lub w jego okolicach.

Szczerze mówiąc, nie do końca rozumiem dlaczego tak długo trwają badania w tej sprawie, bo przecież próbki pobrano niemal natychmiast. Ponadto metoda spektrometryczna, wymyślona przed stu laty przez Josepha Thompsona z Cambridge (otrzymał za to Nagrodę Nobla) - czasem w połączeniu z analizą chromatograficzną - pozwala na dość precyzyjne konkluzje. A o ile się nie mylę, to zarówno specjaliści rosyjscy jak i polscy wykluczyli już dość dawno obecność tych dwóch materiałów w samolocie oraz sam wybuch.

Ale przecież tak naprawdę nie chodzi o chemię, lecz o odpowiedzialność polityczną (a być może i prawną) za katastrofę prezydenckiego Tu-154m. Dlatego rzeczą niesłychaną były słowa wypowiedziane przez prezesa PiS Jarosława Kaczyńskiego o „mordzie” dokonanym na 96 pasażerach, czy o „zabójstwie”. Oznaczały one i oznaczają jeszcze dalej idące oskarżenia niż wcześniejsze rozmaite aluzje (w przypadku Antoniego Macierewicza były to od samego początku expressis verbis oskarżenia o spisek zawiązany wspólnie przez władze polskie i rosyjskie, a konkretnie przez Donalda Tuska i Władimira Putina). Anna Fotyga zaczęła już mówić o „dowodach” na to. To oczywiście kuriozalne teorie (zdumiewające, iż nagle zaczął się do nich przychylać Janusz Palikot, dokonujący kolejnego virement politycznego), na które nie ma żadnego dowodu.

Ale znaczące słabości polityki informacyjnej rządu (miły skądinąd Paweł Graś pełni de facto bardziej funkcję adiutanta premiera niż rzecznika) i prokuratury w tej materii niestety sprzyjają upowszechnianiu się nawet najbardziej absurdalnych koncepcji. I choć Naczelna Prokuratura Wojskowa zaprzeczyła sensacyjnym doniesieniom, to nagle okazuje się, że - według najnowszych badań opinii publicznej - 36% Polaków wierzy w wybuch na pokładzie Tupolewa, zaś aż 63% opowiada się za powołaniem komisji międzynarodowej, mającej badać katastrofę smoleńską. Paliwa do politycznego ognia dodały też dodatkowo pomyłki przy identyfikacji ciał niektórych ofiar (w tym prezydenta RP na uchodźstwie Ryszarda Kaczorowskiego) oraz samobójstwo chorążego Remigiusza Musia, technika z Jaka-40, który prowadził jedne z ostatnich rozmów z załogą samolotu prezydenckiego.

Odpowiedź Prezesa Rady Ministrów na brutalne ataki szefa Prawa i Sprawiedliwości robiła na pierwszy rzut oka wrażenie eleganckiej (sformułowanie, o „dewastacji państwa polskiego”), ale jednak towarzyszyła jej wyjątkowo nieszczęśliwa teza, iż nie da się już wspólnie żyć w jednym państwie. W sumie powstała sytuacja wygląda, w sensie skali i siły oskarżeń, bodaj GORZEJ NIŻ NA UKRAINIE, z której właśnie wróciłem. Odpowiednikiem ukraińskiej pary politycznej Wiktor Janukowicz-Julia Tymoszenko, splecionej w nienawistnym uścisku, stał się na naszym gruncie od dość dawna duet Jarosław Kaczyński - Donald Tusk. I nie ma w istocie wielkiego znaczenia, czy w danym momencie trochę zyskuje Platforma Obywatelska (tak się właśnie teraz dzieje) czy PiS.

Powtórzę pogląd, który wyraziłem niedawno w jednej ze stacji telewizyjnych. Otóż spotęgowana eskalacja wzajemnych oskarżeń liderów dwóch głównych polskich formacji prawicowych (niezależnie od tego, że wyraźnie stroną atakującą jest prezes PiS) osiągnęła taki pułap, iż rzeczywiście jakiekolwiek porozumienie może nie być już możliwe. Dlatego zwiększa się prawdopodobieństwo, że prędzej czy później musi się to zakończyć ZEJŚCIEM obu dramatis personae Z NASZEJ SCENY POLITYCZNEJ.

Tadeusz Iwiński

R E K L A M A
UWAGA: W związku z wprowadzeniem do polskiego porządku prawnego z dniem 25 maja 2018 r. Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) z dnia 27 kwietnia 2016 r. nr 2018/679 (RODO) informujemy, że wyłączyliśmy możliwość komentowania artykułów w serwisie Olsztyn24. Wszystkie dotychczasowe komentarze wraz z danymi osobowymi komentujących zostały usunięte. Osoby chcące wypowiedzieć się na prezentowane na naszych łamach tematy zapraszamy do komentowania na naszym profilu facebookowym oraz kanale YouTube.
Pracuj.pl
Olsztyn24