Tadeusz Iwiński | 2012-07-11 18:37
Czy siatkówka i tenis staną się w Polsce bardziej popularne niż piłka nożna?
„W chwilach sportowego wyczynu zapominamy, jak bardzo tragicznym miejscem jest nasz świat” - pisał pół wieku temu wybitny amerykański socjolog Robert Lynd. To prawda, ale takie zapomnienie, któremu często towarzyszy uniesienie, jest jednak niezbędne dla człowieka. A bez wątpienia przynajmniej od czasu do czasu.
Zapewne kilka, a może więcej, milionów Polek i Polaków oglądało w sobotę w Polsacie Sport finał Wimbledonu pań, w którym młodsza z sióstr Williams - Serena (31 lat) pokonała 2:1, po zaciętym (pomijając pierwszy set) meczu, starszą z sióstr Radwańskich - Agnieszkę (23 l.). To jest największy, mimo porażki, sukces w historii polskiego tenisa, gdyż krakowianka awansowała zarazem na drugie miejsce w światowym rankingu kobiet. Chyba wszyscy patrzyliśmy za to z dumą! A w niedzielę wieczorem, nasi siatkarze we wspaniałym stylu odnieśli w Sofii sukces tej samej miary - wygrywając w finale Ligi Mistrzów z mistrzami olimpijskimi, drużyną Stanów Zjednoczonych, a wcześniej m.in. z Brazylią (po raz czwarty spośród pięciu ostatnich meczów) i Kubą. Czy to nam osłodzi gorycz klęski sportowej (pomijam wątki organizacyjne, a także „zdobycze” wizerunkowe), jaką nasza reprezentacja w piłce nożnej poniosła w trakcie turnieju Euro 2012? Prawdopodobnie co najwyżej częściowo, choć zdania mogą być tu nader rozbieżne.
To wszystko skłania m.in. do zastanowienia się nad popularnością poszczególnych dyscyplin sportu w poszczególnych krajach i jej związkiem z osiągnięciami zawodników lub drużyn z tych państw. Oczywiste są uwarunkowania geograficzne, a więc także klimatyczne, czy w sporym stopniu historyczne. Rugby, krykiet, czy hokej na trawie, nie mówiąc o futbolu amerykańskim, nie są (poza wyjątkami) popularne w Europie. Inaczej jest - w odniesieniu do konkretnych tych sportów - np. w Indiach czy Pakistanie, w Australii i Nowej Zelandii, czy oczywiście w USA. Generalnie jednak w ostatnich dekadach „królową sportu” nie była (wbrew tradycyjnej nazwie) lekkoatletyka, lecz piłka nożna. Jej pozycja - niegdyś dominująca tylko w Ameryce Łacińskiej i na naszym kontynencie - wyraźnie się umacnia niemal wszędzie. Stało się to już dość dawno w Afryce, a od pewnego czasu dzieje się m.in. w regionie Zatoki Perskiej, czy w Chinach. Obserwowałem niedawno ten proces - w związku z Euro - w Państwie Środka, gdzie zainteresowanie piłką rośnie lawinowo. Zresztą od 1 lipca br. jeden z klubów szanghajskich ma w swym składzie, za 200 tys. funtów tygodniowo, Didiera Droghbę - bohatera tegorocznego europejskiego finału Ligi Mistrzów, który zapewnił zwycięstwo drużynie Chelsea Londyn.
Wszędzie kibicuje się tym dyscyplinom, gdzie „swoi” są dobrzy. Tak też było nad Wisłą, jeśli chodzi o skoki narciarskie w epoce Adama Małysza (choć Kamil Stoch zrobił wielkie postępy), czy gdy w Formule 1 jeździł Robert Kubica. Tak było jeszcze niedawno z piłkarzami ręcznymi, gdy drużyna Bogdana Wenty miała swe najlepsze dni. Również z polskimi siatkarkami, choć wciąż nie są one bez szans. Na zbliżającej się olimpiadzie w Londynie zapewne więc najsilniej będziemy dopingować Agnieszkę Radwańską i siatkarzy, choć w przeszłości tyle miłych niespodzianek sprawiali nam dyskobole, kulomioci, oszczepnicy, tyczkarze oraz kajakarze i pływacy.
Włoski trener naszych siatkarzy Andrea Anastasi potrafił - w odróżnieniu od Franciszka Smudy - wspaniale przygotować zawodników. Ale przyczyn sukcesów czy porażek nie da się jednak sprowadzić do zjawisk jednowymiarowych. To równanie z wieloma niewiadomymi. Czy siostry Radwańskie (Urszula ma zaledwie 21 lat) będą miały osiągnięcia na miarę sióstr Williams (Venus jest uważana za lepszą tenisistkę od Sereny), z których każda wygrała Wimbledon po 5 razy, a razem w sobotę wieczorem zwyciężyły jeszcze w deblu, pokonując Czeszki - Havackovą i Hradecką? Oby tak było, lecz wymaga to naturalnie ogromu pracy i łutu szczęścia (miała je Agnieszka w losowaniu w Wimbledonie, nie trafiając na Azarenkę, a z kolei piłkarzom nawet świetne losowanie rozgrywek grupowych nie pomogło). Czas działa na korzyść Polek, bo są przecież O DEKADĘ MŁODSZE!
Na londyńskiej olimpiadzie czeka nas wkrótce kolejna porcja emocji, a rozczarowania nie są wykluczone. To będzie kolejny „karnawał” sportowy. A karnawały, jak mawiał nieżyjący od dwóch pokoleń rosyjski literaturoznawca i filozof Michail Bachtin (przypomniany ostatnio przez prof. Baumana) są niezbędne do „znoszenia codzienności”. W dużej mierze od występu naszych zawodników (tenisistek, siatkarzy itd.) będzie zależała odpowiedź na tytułowe pytanie. Na szczęście to nie jest gra o sumie zero. Ale z drugiej strony - świetnych piłkarzy, tenisistów i siatkarzy (tych ostatnich w trochę mniejszym stopniu) ma obecnie w Europie chyba tylko HISZPANIA.
Tadeusz Iwiński
UWAGA: W związku z wprowadzeniem do polskiego porządku prawnego z dniem 25 maja 2018 r. Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) z dnia 27 kwietnia 2016 r. nr 2018/679 (RODO) informujemy, że wyłączyliśmy możliwość komentowania artykułów w serwisie Olsztyn24. Wszystkie dotychczasowe komentarze wraz z danymi osobowymi komentujących zostały usunięte.
Osoby chcące wypowiedzieć się na prezentowane na naszych łamach tematy zapraszamy do komentowania na naszym profilu facebookowym oraz kanale YouTube.