Tadeusz Iwiński | 2012-04-24 13:33
Minister Gowin - przykład negatywnej deregulacji zawodów?
Konfucjusz mawiał, że „ludzie potykają się nie o góry, lecz o kretowiska”, choć w ostateczności efekt może być podobny. Rząd Donalda Tuska potyka się prezentując, w sposób chaotyczny i nieprzygotowany, projekt reformy emerytalnej dotyczący jednej z najważniejszych kwestii dla dzisiejszej Polski. Z mniejszymi - choć także nader istotnymi wyzwaniami - nie poradzili sobie i nadal nie radzą m.in. byli ministrowie: edukacji (Katarzyna Hall i Krystyna Szumilas) oraz zdrowia i opieki społecznej (Ewa Kopacz i Bartosz Arłukowicz). Do tego grona doszlusował nowy minister sprawiedliwości Jarosław Gowin, choć on zastąpił akurat dość sprawnego Krzysztofa Kwiatkowskiego.
Gowin - klasyczny krakowski konserwatysta i człowiek Kościoła Rzymskokatolickiego - ma na swym koncie szereg istotnych inicjatyw i dokonań. Zorganizował dla studentów fundusz stypendialny „Józek Szkolny”, współpracował z Fundacją Św. Mikołaja, pracującą na rzecz powstawania hospicjów i domów samotnych matek itp. Napisał książkę „Religia i ludzkie biedy”, a więc na szczęście w praktyce udowodnił, że o owych biedach pamięta. Jako doktor filozofii powinien przy tym znać maksymę Wiktora Hugo, iż „jedyną prawdziwą cnotą jest rozsądek”. Tymczasem w wielu propozycjach kierowanego przezeń resortu i w podejściach, które sam ostatnio zaprezentował, owego rozsądku brakuje.
Po pierwsze, powrócił i to w nowym wcieleniu - bodaj groźniejszym niż poprzednie - do idei likwidacji ponad stu sądów rejonowych i niektórych sądów apelacyjnych). To spotkało się z ostrym protestem samorządów, samego środowiska sędziowskiego (w Polsce jest ok. 11 tys. sędziów), a przede wszystkim zwykłych obywateli. Likwidacja sądów (a nierzadko również prokuratur rejonowych) w takich miastach powiatowych, jak np. Mrągowo czy Kętrzyn, w sposób nieuchronny - szczególnie w województwach dużych obszarowo, lecz ze stosunkowo niewielką populacją, musiałaby doprowadzić do wyraźnego pogorszenia dostępu mieszkańców do organów wymiaru sprawiedliwości. Wprawdzie ostatnio, w trakcie pobytu w Białymstoku - w odpowiedzi na krytykę - minister powiedział, że „nie planuje likwidacji ani jednego sądu, ani jednego etatu sędziowskiego, ani jednego etatu urzędniczego w żadnym z sądów”, ale stoi to w jaskrawej sprzeczności z jego licznymi, wcześniejszymi enuncjacjami.
Po drugie, wystąpił z nader kontrowersyjnym projektem deregulacji zawodów - najpierw 49, a później aż kilkuset. Sama idea nie jest zła, ale dobór zawodów i sposób podejmowania decyzji zasługuje na ostrą krytykę. Nie konsultowano tego z zainteresowanymi środowiskami, a w niektórych przypadkach (np. pośredników w obrocie nieruchomościami, taksówkarzy, przewodników, czy instruktorów nauki jazdy) wydaje się wprost błędna. Na spotkaniu z Klubem SLD powiedziałem brutalnie ministrowi Gowinowi, iż sam jest przykładem negatywnej deregulacji zawodów - jako były rektor uczelni (Wyższej Szkoły Europejskiej w Krakowie) nie posiadający habilitacji oraz pierwszy w historii naszego kraju szef resortu sprawiedliwości bez wykształcenia prawniczego. Bezpodstawne jest też jego przekonanie, iż w ten sposób dokona się stworzenia wielu nowych miejsc pracy. Być może warto natomiast powołać w Sejmie specjalną komisję, która wszechstronnie przeanalizuje cała sprawę.
Po trzecie, rzeczą niesłychaną jest sprzeciw ministra w stosunku do przyjęcia przez Polskę przyjętej przed rokiem w Strasburgu przez Radę Europy konwencji o zapobieganiu i zwalczaniu przemocy wobec kobiet - pod pretekstem, iż jakoby zawiera ona „pewną warstwę ideologiczną”, która może być interpretowana jako wezwanie do zwalczania wartości chronionych naszą konstytucją. Pokazuje to kompletne rozmijanie się ze standardami europejskimi i uderzające dodatkowo w sytuacji, gdy niedawno obchodziliśmy 20. rocznicę przystąpienia Polski do Rady Europy. W tej materii racjonalne podejście prezentuje pełnomocnik rządu ds. równego traktowania dr Agnieszka Kozłowska-Rajewicz, ale nie wiadomo, jakie siły w rządzie wezmą górę.
I na - smutny - koniec: minister Gowin de facto udzielił poparcia dziwacznemu pomysłowi swego kolegi z Klubu PO posłowi Żalkowi (byłemu działaczowi PiS). Chodzi o tzw. klauzulę sumienia dla aptekarzy (w Polsce jest ok. 14 tys. aptek), którzy mogliby np. odmawiać sprzedaży środków antykoncepcyjnych. Idąc tym tropem - sprzedawca wegetarianin mógłby nie chcieć sprzedawać klientom mięsa, zaś lekarz w szpitalu będący Świadkiem Jehowy nie zgadzać się na transfuzję krwi niezbędną choremu. Wprawdzie Gowin stwierdził: „Jestem zwolennikiem tego, aby pozostawiać jak największą wolność sumienia. Gdybym był szeregowym posłem, na pewno bym się pod tym podpisał, ale jako minister sprawiedliwości powinienem reprezentować stanowisko rządu i podpisywać pod projektami rządowymi”, to należy nam wszystkim życzyć, aby Jarosław Gowin jak najszybciej ponownie został SZEREGOWYM POSŁEM.
Tadeusz Iwiński
UWAGA: W związku z wprowadzeniem do polskiego porządku prawnego z dniem 25 maja 2018 r. Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) z dnia 27 kwietnia 2016 r. nr 2018/679 (RODO) informujemy, że wyłączyliśmy możliwość komentowania artykułów w serwisie Olsztyn24. Wszystkie dotychczasowe komentarze wraz z danymi osobowymi komentujących zostały usunięte.
Osoby chcące wypowiedzieć się na prezentowane na naszych łamach tematy zapraszamy do komentowania na naszym profilu facebookowym oraz kanale YouTube.