Olsztyn24

Olsztyn24
05:23
02 listopada 2024
Bohdany, Ambrożego

szukaj

Ludzie

Polityka

Finanse

Inwestycje

Transport

Kultura

Teatr

Literatura

Wystawy

Muzyka

Film

Imprezy

Nauka

Oświata

Zdrowie

Bezpiecz.

Sport

Bez barier

Wypoczynek

Religia

Personalia

NGO

BWA

FWM

MBpG

MWiM

MBP

WBP

OPiOA

T.Jaracza

Co?Gdzie?

Wideo

Galeria

Tadeusz Iwiński | 2012-04-10 10:21

Klewki, Kiejkuty, Szymany i polska racja stanu

Olsztyn
 

Do niedawna tytułowe nazwy były znane niemal wyłącznie mieszkańcom Warmii i Mazur - i to nie wszystkim, głównie powiatu szczycieńskiego. Od kilku lat zyskały one „mołojecką” sławę i bywałem o nie pytany nawet w odległych od Europy punktach naszego globu.

Klewki - to spora wieś popegeerowska w podolsztyńskiej gminie Purda. Mieli w niej - według świadectwa, pracującego w tutejszym gospodarstwie należącym do firmy Inter-Commerce, zootechnika Bogdana Gasińskiego - lądować 12 lat temu talibowie, którym miano w zamian za kamienie szlachetne sprzedawać laseczki wąglika (Maria Wiernikowska napisała o tym książkę i zrobiła film „Zwariowałam”). To w oparciu o jego fałszywe zeznania w listopadzie 2001 r. Andrzej Lepper oskarżał bezpodstawnie z trybuny sejmowej o korupcję pięciu czołowych polityków PO i SLD. Gasiński dorobił się za różne przestępstwa ponad 20 wyroków i trafił do zakładu karnego w Kłodzku. W Starych Kiejkutach (bo obok są też Nowe), w gminie Dźwierzuty, znajduje się od bardzo dawna między dwoma jeziorami ośrodek szkoleniowy polskiego wywiadu i do jednego z jego obiektów miały być przewożone - głównie z Afganistanu - samolotami Gulfstream, należącymi do CIA, osoby podejrzewane o terroryzm. Właśnie przed znakiem z nazwą owej miejscowości Janusz Palikot urządził przed paroma dniami kolejną „szopkę”, obrzucając „błotem” ministra sprawiedliwości Jarosława Gowina oraz przewodniczącego SLD Leszka Millera. Samoloty lądowały w Szymanach, oddalonych o 7 km od Szczytna, na mającym długi pas dawnym lotnisku wojskowym. Mimo wielu wysiłków nie udało się dotąd przekształcić tego zapasowego niegdyś obiektu Układu Warszawskiego w jedyny w województwie, porządny port lotniczy.

Piszę to naturalnie nie tylko jako długoletni poseł tej Ziemi, lecz w związku z nową falą gorących dyskusji i zażartych sporów, wywołanych przed dwoma tygodniami „przeciekiem” z prokuratury do „Gazety Wyborczej” (tekst „Zarzuty za więzienie CIA”). Szczególny sprzeciw budzić musi brutalne wykorzystywanie tej sytuacji przez Ruch Palikota do celów bieżącej walki politycznej. To nie pierwszy „przeciek” tego typu ani w Polsce ani za granicą, a cała sprawa powraca okresowo - trochę jak potwór ze szkockiego jeziora Loch Ness - poczynając od 2005 r., gdy została po raz pierwszy ujawniona przez amerykańską organizację praw człowieka Human Rights Watch.

Badano ją m.in. dwukrotnie przez Komisję Zagadnień Prawnych i Praw Człowieka (a nie, jak się niekiedy pisze, jakąś „komisję śledczą”) Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy, kierowaną przez szwajcarskiego deputowanego z Grupy Liberalnej Dicka Marty’ego, która przedłożyła dwa raporty - w 2006 i 2007 r. Byłem świadkiem dyskusji nad nimi w Strasburgu; stwierdzono np., iż tylko Kanada i Bośnia-Hercegowina „w pełni wzięły na siebie odpowiedzialność za bezprawny transfer zatrzymanych”. Również Parlament Europejski przyjął odnośny raport (większością 382 za, przy 256 przeciw i 74 wstrzymujących się) w 2007 r., w którym - w odniesieniu do Rumunii i Polski - uznano, iż „nie można stwierdzić, że istniały tajne więzienia, ale nie można też zaprzeczyć tym doniesieniom”. Pomijam w tym miejscu „przecieki” Wikileaks i inne materiały.

Spory na ten temat będą toczone zapewne jeszcze długo, a dla wielu nie jest to sytuacja czarno-biała i taką pozostanie. Jako osoba szczególnie blisko związana od dwóch dekad z Radą Europy, nie mam wątpliwości, iż generalnie z terroryzmem trzeba walczyć przy przestrzeganiu praw człowieka. Konstytucja RP przy tym w art. 40 jasno mówi o zakazie tortur, a w art.41, iż „każdy pozbawiony wolności powinien być traktowany w sposób humanitarny”. Uznają to też władze USA, choć wielokrotnie - co ujawniono choćby w przypadku więzienia Abu Ghraib w Iraku, bazy w Guantanamo, nie podlegającej jurysdykcji Kuby, a przed laty w Wietnamie - rzeczywistość ogromnie odbiegała i niekiedy nadal odbiega od teorii. Amerykanie dbają natomiast o niestosowanie tortur na swoim terytorium.

W tym miejscu warto wszakże odnieść się do kategorii „racja stanu” - oznaczającej nadrzędny interes państwa nad innymi interesami i normami. Pojawiła się ona już na przełomie XV i XVI stulecia u włoskich (pochodzących zwłaszcza z Florencji) pisarzy i dyplomatów, np. u Francesca Guicciardini’ego i Niccolo Machiavelli’ego. Rozwijali ją później abp Giovanni della Casa i autor książki „Della Ragion di Stato” („O racji stanu”) - pisarz i historyk Giovanni Botero. Z Włoch trafiła do Francji, a następnie do całej Europy. Zgodnie z nią dobro państwa powinno górować nad wszelkimi normami prawnymi, obyczajem, a nawet normami boskimi, choć w praktyce owo pojęcie nie powinno być naturalnie nadużywane. Jednakże w sytuacji, która powstała w świecie po zamachach terrorystycznych z 11 września 2001 r. w Nowym Jorku i Waszyngtonie, a później m.in. w Londynie i Madrycie, nie może też nie być ono brane pod uwagę. I niemal zawsze w takich przypadkach potwierdza się opinia wybitnego brytyjskiego matematyka, logika i filozofa, noblisty Bertranda Russella - zresztą jednego ze współtwórców Międzynarodowego Trybunału ds. Zbrodni Wojennych: „To smutne, że głupcy i osoby nieodpowiedzialne są tacy pewni siebie, a ludzie rozsądni tacy pełni wątpliwości”.

Atak na World Trade Center miał historyczne znaczenie, choć nie oznaczał na szczęście tego, co w czarnym scenariuszu dopuszczał Samuel Huntington w „Zderzeniu Cywilizacji”. De facto wprowadzał świat w XXI wiek, podobnie jak zamach w Sarajewie w 1914 r. oznaczał początek XX stulecia. Kilka dni potem NATO, po raz pierwszy w swych 52-letnich dziejach, odwołało się do art. 5 Traktatu Waszyngtońskiego, mówiącego o zasadzie zbiorowej obrony. A więc był to atak na wszystkich członków Sojuszu i razem powinni oni współdziałać w jego odparciu. Nie wszyscy o tym wtedy wiedzieli, czy sobie to uświadamiali. Dziś mogą o tym zwyczajnie nie pamiętać, a może nie chcieć już pamiętać. Zajmowali się wówczas swoimi sprawami - pracą, rodziną, biznesem (gdybym zamierzał być złośliwy napisałbym - np. produkcją spirytualiów) itd. Dlatego współpraca antyterrorystyczna, zwłaszcza z Amerykanami, jawiła się dla kilkudziesięciu państw i rządów jako imperatyw. Także współpraca służb specjalnych, w tym wywiadów.

Domaganie się Trybunału Stanu dla polityków rządzącej wówczas lewicy za „tajne więzienia CIA w Polsce” wydaje się rzeczą kuriozalną. Ten postulat, nie spotykany w żadnym państwie świata, pojawił się po raz pierwszy w postaci „przecieku” z prokuratury do „GW” na początku sierpnia 2010 r., a teraz powrócił ze zdwojoną siłą. Znalazł bowiem nowych heroldów. Tymczasem nikt nie kwestionuje faktu, że współpraca Agencji Wywiadu i pozostałych polskich służb z CIA oraz innymi służbami istniała. Bo tak powinno być! Ani tego, że samoloty lądowały w Szymanach. Według różnych danych lądowały one w ok. 30 państwach i w wielu bazach USA (np. ponad 400 lotów do Niemiec). Zapewne kilku czy kilkunastu mudżahedinów przebywało przez jakiś czas w Kiejkutach, a świetny film Jerzego Skolimowskiego „Essential killings” utwierdził sporą część społeczeństwa w tym przekonaniu. Nie wiadomo, czy była wśród nich czołówka Al-Kaidy: Chalid Szejk Muhamed (uważany za „mózg” zamachów z 11 IX), Abu Zubajda i Abdal Rahim an-Nashiri. Nie ma też podstaw do tego, by traktować to miejsce jako „więzienie CIA”, w którym stosowano tortury.

Nie wchodzę w to, czy I Prezes Sądu Najwyższego postąpił właściwie wyrażając zgodę na przekazanie przez Agencję Wywiadu tajnych dokumentów prokuraturze. Z pewnością rzeczą niezwykle niewłaściwą, a nawet nieodpowiedzialną, jest zastępowanie dowodów poszlakami i łamanie zasady domniemania niewinności. Szczególnie, gdy czynią to politycy bez większego doświadczenia w sprawach międzynarodowych i bezpieczeństwa, czasem wprost „żółtodziobi”, robiący wrażenie, jakby wczoraj przyjechali z Marsa. A to oni bezrozumnie szafują słowem „zbrodniarze” i wykazują się ignorancją, jeśli chodzi o stawianie kogoś przed Trybunałem Stanu.

Analizowana sprawa być może w jakimś stopniu w nowym świetle stawia stare powiedzenie, istniejące w wielu językach - „Trust and check”, „Dovyeray no provyeray”, czyli po prostu „Wierz, ale kontroluj”. Ale miałem i mam pełne zaufanie do Aleksandra Kwaśniewskiego, Leszka Millera i Zbigniewa Siemiątkowskiego. Nie ulega wątpliwości, że działali zgodnie z polską racją stanu.

Tadeusz Iwiński

R E K L A M A
UWAGA: W związku z wprowadzeniem do polskiego porządku prawnego z dniem 25 maja 2018 r. Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) z dnia 27 kwietnia 2016 r. nr 2018/679 (RODO) informujemy, że wyłączyliśmy możliwość komentowania artykułów w serwisie Olsztyn24. Wszystkie dotychczasowe komentarze wraz z danymi osobowymi komentujących zostały usunięte. Osoby chcące wypowiedzieć się na prezentowane na naszych łamach tematy zapraszamy do komentowania na naszym profilu facebookowym oraz kanale YouTube.
Pracuj.pl
Olsztyn24