Ad-Ka | 2012-02-16 01:47
Ja jako wykopalisko czyli spotkanie z Jackiem Fedorowiczem
Jacek Fedorowicz w Olsztynie promował swoją książkę (fot. Ad-Ka)
|
Więcej zdjęć »
Niezwykły był obchodzony dziś (15.02) jubileusz 20-lecia Książnicy Polskiej w Olsztynie. Firma ta powstała po likwidacji „Domu Książki”. Przez 20 lat sprzedała 15 mln egzemplarzy książek. Jest to jeden z lepszych wyników, jak się dobrze przyjrzeć. Gwiazdą jubileuszowego wieczoru był Jacek Fedorowicz promujący jednocześnie swą książkę „Ja jako wykopalisko”.
- No tak, to jest 20-lecie proszę państwa - zaczął świetnie znany starszemu pokoleniu satyryk. - Ale co to jest? Ja już jestem u progu czwartego 20-lecia, a za 5 dni będę miał okazję być na jubileuszu 90. urodzin Władysława Bartoszewskiego. To nieprawdopodobne, jak się go słucha. Co za pamięć... jest lepszy niż komputer. Jestem jednym z najstarszych tutaj - na obiekcje, że może nie, artysta dodał - Na pewno, bo jestem już legalnym pradziadkiem. Mam prawnuka, który właśnie poszedł już do szkoły... Szanowni Państwo, ale jestem tutaj z innej okazji. Nie tylko jubileuszu. Promuję moją najnowszą książkę „Ja jako wykopalisko”. No i na pewno ważna informacja. Od każdego egzemplarza jako autor dostaję 93 grosze. Jeśli państwo wszyscy się skrzykniecie, to może uda mi się zebrać ze dwie dychy!
Jak powstało „Ja jako wykopalisko”? Okazuje się, że nie jest to „świeżynka”, ale jak stwierdza sam autor dzieło, które narodziło się przed 40. laty.
- W 1972 roku padła propozycja, bym napisał książkę. To było nieprawdopodobne być wtedy autorem książki. Ogromna nobilitacja - wspomina Jacek Fedorowicz. - Zacząłem więc pisać swoją historię. Doradzałem w niej młodym ludziom jak zrobić karierę z pozycji faceta, który ją zrobił.
W grudniu 1972 roku książka „Jak zaczynać” dla Wydawnictwa Nasza Księgarnia była gotowa. Jednak w tamtych czasach nic nie mogło się ukazać bez ingerencji cenzury. A ta z chirurgiczną precyzją przystąpiła do cięcia niewygodnych fragmentów takich jak stwierdzenie, że „niezbyt szczera była żałoba po śmierci pewnego męża stanu” (to o Stalinie), czy opisów bezpłciowej zetempówki lub stwierdzeń, że bycie seksowną kobietą było podejrzane.
- Nie byłem żadnym wielkim bojownikiem o jakieś idee czy ideały - stwierdza satyryk. - Jednak urażona została moja miłość własna autora i powiedziałem, że nie zgadzam się na „kosmetykę”. Maszynopis wylądował w szafie i całkiem o nim zapomniałem. Niedawno pytano mnie o scenariusze filmów, jakie pisałem z Bareją. No i znalazłem coś z 8 sztuk i również tę książkę, a że ścigano mnie bym wydał książkę, więc zaproponowałem ten rękopis.
Jednak, jak wspomina, zaczął go czytać i wyszło na to, że potrzebna jest współczesna obróbka i wyjaśnienia odautorskie, gdyż z perspektywy lat zakamuflowana przed cenzurą treść stała się ciut niezrozumiała. Książka nabrała nowego wyglądu i trafiła na rynek.
Publiczność pytała Jacka Fedorowicza o jego żonę Hannę (najpiękniejszą dla niego i tą samą od 50. lat, wyszła za niego, bo nie miała wyjścia, gdyż zadłużyła się na 1600 zł), o sportowe pasje (artysta biegał w maratonach, ale jak mówi, organizm dał mu znać, że to już finisz i więcej nie może, więc tylko truchta dla kondycji), o programy radiowe i telewizyjne...
Znalazły się też akcenty olsztyńskie. Jacek Fedorowicz wspominał swego przyjaciela Mietka Romaniuka, który miał niepospolity talent wymalowywania wszystkiego oraz Polmozbyt na Partyzantów - jako jeden z najlepiej zaopatrzonych sklepów motoryzacyjnych w Polsce.
Była chwila wspomnień przy „Dziennikach Telewizyjnych”, wykpiwających polityków. Były słynne felietony Jacka Fedorowicza i na bis spotkanie z panem kierownikiem z programu „60 minut na godzinę” z radiowej Trójki.
Nie zabrakło też złotych myśli pana Jacka.
- Do urzędu przychodzę, by powiedzieć „dzień dobry”. Nie masz szans, żeby coś tam załatwić. A jeśli przypadkiem udało ci się coś załatwić, to będziesz tak szczęśliwy, jakbyś Pana Boga chwycił za nogi.
- Komplement powiedziany kobiecie na trzeźwo liczy się dwukrotnie
- Jeśli boisz się utyć, to przed jedzeniem wypij setkę. Alkohol likwiduje uczucie strachu.
Na koniec, po rzęsistych brawach, Jacek Fedorowicz podpisywał swą książkę. Nie narzekał. Z pewnością zarobił znacznie więcej niż planowane dwie dychy. Starczy na I klasę do Warszawy - bo przyjechał pociągiem.
- Tylko idiota w taką pogodę wyprawia się samochodem. Ktoś, kto nigdy nie miał samochodu, a teraz kupił swój pierwszy i szpanuje - stwierdził.
Z D J Ę C I A
UWAGA: W związku z wprowadzeniem do polskiego porządku prawnego z dniem 25 maja 2018 r. Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) z dnia 27 kwietnia 2016 r. nr 2018/679 (RODO) informujemy, że wyłączyliśmy możliwość komentowania artykułów w serwisie Olsztyn24. Wszystkie dotychczasowe komentarze wraz z danymi osobowymi komentujących zostały usunięte.
Osoby chcące wypowiedzieć się na prezentowane na naszych łamach tematy zapraszamy do komentowania na naszym profilu facebookowym oraz kanale YouTube.