Tadeusz Iwiński | 2011-12-28 09:09
Co zrobić z Afganistanem?
W Wigilię odbyły się pogrzeby pięciu polskich żołnierzy, którzy zginęli w prowincji Ghazni w Afganistanie, w wyniku wybuchu potężnej miny-pułapki. Wszyscy służyli w 20. Brygadzie Zmechanizowanej w Bartoszycach na Warmii i Mazurach, które mam honor reprezentować od wielu lat w Sejmie. Rozmawiałem telefonicznie z dowódcą tej brygady. Wszyscy są naturalnie przygnębieni, bo dodatkowo stało się to przed samymi świętami i chodzi o młodych ludzi, którzy nie brali udziału w akcjach bojowych, a głównie zajmowali się pomocą rozwojową.
To największa tragedia w historii polskich misji wojskowych. W kraju Hindukuszu w ciągu 10 lat naszego zaangażowania zginęło 36 Polaków (na dodatek niemal tego samego dnia zmarł jeszcze jeden żołnierz), czyli więcej niż w Iraku. Pytania - co zrobić z Afganistanem i jakie wnioski należy wyciągnąć - nasuwają się same. Tym bardziej, że sytuacja tam się zaostrza, zaś władze w Kabulu nadal nie kontrolują większości terytorium. Szacuje się np., iż talibowie i inne ugrupowania walczące z ok. 130-tysięcznymi obecnie siłami NATO, podkładają co roku ok. 8 tys. coraz bardziej udoskonalanych ładunków wybuchowych. Kraj niezmiennie pozostaje przy tym największym w skali światowej producentem „twardych” narkotyków.
Senator Bogdan Klich powiedział, że to „krwawy prezent bożonarodzeniowy od talibów” i dodał, iż jeśli wycofamy się stamtąd przed planowanym terminem 2014 r., to spełnimy ich oczekiwania. To kolejna kontrowersyjna opinia niezwykle krytykowanego byłego ministra obrony. Przed rokiem mówił: „Nie ma takiego poligonu, na którym można by było wojsko ćwiczyć tak, jak to było w Iraku, a teraz w Afganistanie”. Pomyliły mu się poligony w Orzyszu, Drawsku Pomorskim, czy Bemowie Piskim z niepodległymi państwami.
Operacja w Afganistanie, rozpoczęta na mocy decyzji ONZ, a później przekształcona w misję NATO, zmierzała do podcięcia korzeni międzynarodowego terroryzmu, którego rolę należycie uświadomiono sobie dopiero po wrześniu 2001 r. Mimo udziału żołnierzy z prawie 50 państw i ogromnych środków finansowych, nie odniesiono jednak oczekiwanych sukcesów. ISAF (Międzynarodowe Siły Wsparcia Międzynarodowego), a zwłaszcza Amerykanie, nie wyciągali do niedawna wniosków z błędów popełnianych przez armię radziecką w ciągu 9 lat okupacji kraju Hindukuszu (przedstawionych np. w kultowym filmie rosyjskim „Dziewiąta kompania”). Stawiano niemal wyłącznie na rozwiązania minimalne, minimalizując znaczenie kwestii społeczno-gospodarczych i nieodzownego kompromisu politycznego, przynajmniej z częścią (umiarkowaną) talibów. Dobrze, że administracja prezydenta Obamy podjęła ostatnio takie (tajne) rozmowy, m.in. w Niemczech. Wpłynęła też na to nowa sytuacja na Bliskim i Środkowym Wschodzie oraz zabicie Usamy bin Ladina.
Powtórzę to, co pisałem przed rokiem i mówiłem również w Sejmie. W Afganistanie, który Marks nazywał „Polską Wschodu” i znanym mi nieźle z autopsji jeszcze z czasów przed wkroczeniem tam Armii Czerwonej, przegrali wszyscy cudzoziemcy. Aleksander Wielki, trzy wojny Brytyjczycy, ZSRR, a teraz operacja wojskowa Zachodu znajduje się w ślepym zaułku. Bronisław Komorowski w toku kampanii prezydenckiej zapowiadał wycofanie, w porozumieniu z sojusznikami, polskich żołnierzy w stosunkowo krótkiej perspektywie. Szkoda, iż później zmienił zdanie. Nie wystarczy samo formalne przekształcenie charakteru misji z bojowej na szkoleniową (w stosunku do Afgańczyków) i zwiększenie skromnych nakładów na pomoc rozwojową. Ani też zmniejszenie o stu żołnierzy obecnej (X) zmiany naszego kontyngentu. Przykład Kanady i decyzji innych państw powinien dać do myślenia. A są niewielkie szanse na to, aby do 2014 r. ekipa prezydenta Karzaja mogła skutecznie przejąć odpowiedzialność za własny kraj.
Od połowy do końca tego roku USA wycofają 10 tys. żołnierzy, Francuzi 500, a Niemcy w 2012 r. - tysiąc. Powinniśmy to wziąć pod uwagę. Tymczasem nasz rząd kładzie raczej akcent (sądząc po rezultatach specjalnej konferencji międzynarodowej w Warszawie z końca X br.) na uczenie się przez Afgańczyków procesu transformacji od Polaków. Nie można tego zupełnie lekceważyć, choć to teza wielce problematyczna, ze względu na brak podstawowych analogii. Ale bez przesady! Ponadto mówienie teraz - skądinąd trafne - o błędzie popełnionym przez Polskę, jakim stało się wzięcie odpowiedzialności za całą (jedną spośród 34) prowincję Ghazni, co czyni szef BBN gen. Koziej, to przysłowiowa „musztarda po obiedzie”. W sumie realistyczne byłoby wycofanie się Polaków z Afganistanu do końca przyszłego roku.
Przytoczę raz jeszcze swój ulubiony przykład. W końcu lat 20. ubiegłego wieku przyjechał nad Wisłę reformatorski monarcha afgański Amanullach. W prezencie od naszych władz otrzymał lokomotywę. Tyle że w Afganistanie do dziś nie ma nawet kilometra linii kolejowej, stąd stoi ona pod Kabulem na maleńkim odcinku specjalnie ustawionych szyn. Wykażmy się więc większą mądrością niż ówcześnie Józef Piłsudski!
Tadeusz Iwiński
UWAGA: W związku z wprowadzeniem do polskiego porządku prawnego z dniem 25 maja 2018 r. Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) z dnia 27 kwietnia 2016 r. nr 2018/679 (RODO) informujemy, że wyłączyliśmy możliwość komentowania artykułów w serwisie Olsztyn24. Wszystkie dotychczasowe komentarze wraz z danymi osobowymi komentujących zostały usunięte.
Osoby chcące wypowiedzieć się na prezentowane na naszych łamach tematy zapraszamy do komentowania na naszym profilu facebookowym oraz kanale YouTube.