Olsztyn24

Olsztyn24
10:25
01 listopada 2024
Wszystkich Świętych

szukaj

Ludzie

Polityka

Finanse

Inwestycje

Transport

Kultura

Teatr

Literatura

Wystawy

Muzyka

Film

Imprezy

Nauka

Oświata

Zdrowie

Bezpiecz.

Sport

Bez barier

Wypoczynek

Religia

Personalia

NGO

BWA

FWM

MBpG

MWiM

MBP

WBP

OPiOA

T.Jaracza

Co?Gdzie?

Wideo

Galeria

red. | 2011-08-01 16:12

e-VariArt

Olsztyn
VariArt 2/2011

Czy w dzisiejszych czasach artysta bez profilu w Internecie istnieje? To jedno z pytań, jakie stawiają przed sobą, i na które odpowiedzi poszukują autorzy najnowszego wydania czasopisma kulturalno-literackiego VariArt. Drugie z tegorocznych wydań VariArt czeka na czytelników w bibliotekach podległych Wojewódzkiej Bibliotece Publicznej w Olsztynie, wydawcy czasopisma, i (jakżeby inaczej) w Internecie pod adresem www.wbp.olsztyn.pl.

A że dywagacje nad rolą Internetu we współczesnej kulturze są dominujące w bieżącym wydaniu VariArt redakcja pisma podkreśla już we wstępniaku. Napisano tam, co następuje.

„czapki z głów! - taki wpis otrzymałby dziś Chopin po koncercie lipskim na swoim Facebook-profilu. Komentarz wpisałby Schumann, alias 5HóM4Nn.

Czy dziś artysta bez profilu nie istnieje? Czy Internet jest szansą czy pułapką? Czy można w nim wypłynąć czy zatonąć? Takie pytania dręczą ludzi od początków istnienia e-Sieci - my odpowiedzi ostatecznej nie damy, ale kilka postaw prezentujemy - od entuzjastycznej po nieufną. Minimalbooks Siweckiego, „ośli” zachwyt Iwaszczyszyna, pragmatyzm Cieślaka, ostrożność Bauera i Beśki. Przedstawiamy też najmłodsze e-dziecko CEiIK-u
- Multimedialne Archiwum Spotkań Zamkowych.

Nowatorskie pomysły pączkują nie tylko w Internecie - odkrywczą koncepcję muzyki wokalnej prezentuje Marcin Wawruk, próbę współczesnego odczytania noveau roman - Waldemar Tychek, o nowych koncepcjach artystycznych w przestrzeni publicznej mówią Adam Cieślak i Bartosz Świątecki. Klub Literacki Młodych i „rzeźnicki” konkurs literacki MOK-u prezentuje Iwona Łazicka-Pawlak. Czy wobec tego koniec sztuki recytacji? - pyta retorycznie Roman Maciejewski-Varga.

Tradycyjnie w „VariArcie” nie zabraknie recenzji muzycznej, „Fotomontera”, „Szkicu z obrazkiem” Dariusza Szymanowskiego, recenzji książek regionalnych i relacji z wydarzeń kulturalnych oraz tekstów literackich - tym razem jest to proza Katarzyny Enerlich, poezja Whitmana w niepublikowanym dotąd przekładzie Krzysztofa Dariusza Szatrawskiego oraz wybrane utwory laureatów Rzeźni Literackiej. W galerii „VariArt-u” eksponujemy prace uczestników VII Olsztyńskiego Biennale Sztuki. Czy w tych elektronicznych czasach umiemy jeszcze grać w Czarnego Piotrusia? Na okładce baby pruskie, którymi Olsztyn stoi. Zagrajmy babą w Babo-Piotrusia!

„VariArt” zamyka komentarz w sprawie „Wawrzynu 2010” w rewolucyjnym tłumaczeniu na język pokemoński (wreszcie dotrzemy do najmłodszego pokolenia!).

Niech @ będzie z wami! e-Redakcja”


W czasopiśmie znajdą coś dla siebie również miłośnicy tradycyjnych form obcowania z kulturą, np. z literaturą. Dla zachęcenia tychże do sięgnięcia po VariArt publikujemy zamieszczoną tam zabawę literacką Anny Rau zatytułowaną „Fotomonter X”.

„Zbigniew S. znów obudził się z tym strasznym uczuciem, że dziś w nocy nie istniał. Nie - że go ktoś zabił. Nie - że cofnął się w czasie do idiotycznego okresu dzieciństwa - gdyż tak je w swojej powadze i poczuciu prestiżu społecznego odbierał. To całe ganianie z misiem pod pachą w kółko wokół kamienicy (mieszkał na Karłowicza). Albo bieganie tam i z powrotem po schodach z okrzykami ta-ta-ta-ta i zabijaniem z broni wszystkiego, a zwłaszcza wroga... O nie! Tej nocy - chyba po raz tysięczny, odkąd zamieszkał w dzielnicy Nagórki - wyraźnie pamiętał! - we śnie czy poza snem po prostu poczuł, że nigdy nie istniał! Nagle znalazł się w rzeczywistości, w której nikomu nawet nie przyszła do głowy myśl, że Zbigniew S. mógłby zaistnieć. Gdzie byli moi rodzice, Bóg raczy wiedzieć. I jaka szkoda! - mam przecież liczne dokonania i do czegoś tam doszedłem. Jego śpiąca obok żona jak zwykle nie wyczuła problemu i nawet się nie obudziła. Choć w tym strasznym momencie nocy jej też nigdy nie było. Niczego nie było: ścian, mebli ekologicznych acz z połyskiem, bambusowego dywanu old design i zawieszonych na ścianach czaderskich talerzy do potraw molekularnych.

Zbigniew S. westchnął, przerzucił bolesnym rzutem ciało na podłogę i z ulgą pogrążył się w porannym labidzeniu nad rozkoszami wstawania do pracy. Nie będę o tym myślał - mamrotał do siebie. Niepokoiło go tylko to, że podobne nocne wspomnienia - i to niejeden raz - słyszał z ust kilkorga sąsiadów spotykanych w windzie, na przystanku, na podwórku, w sklepie. Wyszło na to, że w nocy mieszkańcy Nagórek masowo i naprawdę odczuwali swe nieistnienie. A przecież byli. Bzdura jakaś - kiwał głową. - To ten stres i spaliny. Ale w głowie zakiełkowała mu myśl - Przypilnuję tę diabelską godzinę. Nie zasnę, wstanę i przegonię zmorę. A przede wszystkim zobaczę, co to jest. Przez chwilę poczuł się jak warmiński Van Helsing i to pomogło - aż do czwartej nad ranem... kiedy nagle się zerwał i zobaczył... nic. Zresztą nie „zobaczył” właściwie - nie miał oczu. NIE BYŁO GO. Nie było wieżowców, domków z ogródkami, wielkiego osiedla. Huśtawek, kościoła z białej cegły, sklepów całodobowych, umiłowanych samochodów marki wszelakiej. Było pole szerokie. Mgły unoszące się poziomymi pasmami nad czarnoziemem, jakiś pojedynczy nieśmiały jeszcze głos ptaka. „Gdzie Nagórki?!” - Zbigniew S. wydał z siebie broczący rozpaczą krzyk. I zniknął zupełnie.

Rano, za półtora godziny, gdy znów wstawał do pracy, właściwie niczego nie pamiętał - tylko zza papierowej ściany od sąsiadów usłyszał ni to okrzyk ni skowyt ulgi przemożnej - „Istnieję! Ja jestem!!!”.

Jacenty jak zwykle orał pole. Na głosy, które fruwały mu zza odgarnięciem każdej skiby nie zwracał uwagi. Już dawno przestał pluć przez lewe ramię i syczeć „W imię Ojca...”. Wielebny Pharrer Bruno wyjaśnił mu, że to dusze czekające zmiłowania w ziemi - i że ani go nie widzą, ani słyszą, tylko czekają zbawienia. Więc i on ma na nie uwagi nie zwracać, a robić swoje. Jacentemu tylko jeden głos wydał się dość przejmujący: „Mamo, nie ma mnie, nie ma!” - usłyszał pewnej godziny, jak zwykle orając. Jacenty nie wytrzymał - pomyślał o swoim pięcioletnim szurku śpiącym w chałupie i wyszeptał:

- Cichaj, maluśki, to zły sen.”


R E K L A M A
UWAGA: W związku z wprowadzeniem do polskiego porządku prawnego z dniem 25 maja 2018 r. Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) z dnia 27 kwietnia 2016 r. nr 2018/679 (RODO) informujemy, że wyłączyliśmy możliwość komentowania artykułów w serwisie Olsztyn24. Wszystkie dotychczasowe komentarze wraz z danymi osobowymi komentujących zostały usunięte. Osoby chcące wypowiedzieć się na prezentowane na naszych łamach tematy zapraszamy do komentowania na naszym profilu facebookowym oraz kanale YouTube.
Pracuj.pl
Olsztyn24