Tadeusz Iwiński | 2011-01-31 11:50
Od Tunezji przez Egipt po Jemen
Świat arabski na zakręcie
Jedno z mych ulubionych przysłów arabskich mówi, że „Osioł udający się do Mekki nie wróci stamtąd pielgrzymem”. Zwraca ono m.in. uwagę na niemożność dokonania nadzwyczajnych przeobrażeń, przynajmniej w krótkim czasie. Ale jednak czasem bywają wyjątki od wspomnianej prawidłowości. Wczoraj wieczorem w TVN-owskich „Faktach po Faktach”, w dyskusji o sytuacji w Egipcie, minister Radosław Sikorski stwierdził, że tak burzliwych wydarzeń nie było tam od półwiecza. Popełnił błąd, który Mu wypomniałem, gdyż w 1984 r. - w trakcie masowych protestów na tle subsydiowania artykułów żywnościowych przez rząd - zginęło aż ok. 800 osób (teraz „tylko” ok. stu). Ale równocześnie wówczas tak zapalna sytuacja wystąpiła jedynie w tym najludniejszym (dziś 85 mln) państwie arabskim. Obecnie istnieje ona de facto w całym ćwierćmiliardowym świecie arabskim (22 kraje, a wkrótce - po podziale największego z nich, czyli Sudanu - przybędzie jeszcze jeden).
Obserwujemy swoistą reakcję łańcuchową, której pierwszym ogniwem stała się niewielka Tunezja, znana wielu Polakom i uważana powszechnie za w miarę nowoczesne, a nawet zeuropeizowane państwo. Prezydent Ben Ali (będący wcześniej przez 4 lata ambasadorem w Warszawie) po 23 latach sprawowania władzy musiał salwować się ucieczką do Arabii Saudyjskiej. Teraz w oku cyklonu znajduje się Egipt (83-letni prezydent Mubarak od trzech dekad utrzymuje stan wojenny), ale poważne niepokoje ogarnęły również Liban (o sporych tradycjach demokratycznych), Jordanię (król Abdullah, po protestach obiecuje reformy społeczne i polityczne), 25-milionowy Jemen oraz wspomniany Sudan. Od bardzo dawna „gotuje się” w Algierii, gdzie od pokolenia wojsko (nie dopuściło do steru rządów zwycięskich islamistów) podtrzymuje stan wyjątkowy. Chaos polityczny i brak elementarnego bezpieczeństwa wciąż determinują sytuację w Iraku. Itd.,itp. W istocie stosunkowo najmocniej trzymają się monarchowie i szejkowie w bogatych w ropę bądź gaz krajach takich, jak: Zjednoczone Emiraty Arabskie, Kuwejt, Katar, Arabia Saudyjska, czy Oman. Z ogromnych dochodów w pewnym stopniu korzysta tam niemal cała miejscowa ludność, zaś większość „czarnej” roboty wykonują przybysze z Filipin i Półwyspu Indyjskiego.
Co przesądziło o wystąpieniu owej politycznej reakcji łańcuchowej? Bez wątpienia - równoległy splot dwóch procesów, jakim stało się: pogłębianie nierówności społecznych i wzrost bezrobocia (również wśród absolwentów uczelni), a także brak swobód demokratycznych. W Tunezji iskrą uruchamiającą wszechogarniające demonstracje było samospalenie się młodego człowieka po studiach, któremu nie zezwolono na sprzedaż obwoźną (połowa młodych ludzi nie ma tam pracy). Analogiczny poziom bezrobocia występuje w tym środowisku w Egipcie (gdzie zresztą często płaca jest na poziomie 50 euro miesięcznie), a w Algierii dochodzi nawet do 70%. Ubóstwo, powszechna korupcja, nepotyzm oraz system rządów autorytarnych stworzyły łącznie mieszankę wybuchową. Sam niedostatek swobód politycznych nie wystarczy na ogół do pojawienia się sytuacji rewolucyjnej, stąd analogia ministra Sikorskiego z Białorusią jest zawodna.
Scenariusze na przyszłość mogą być rozmaite. Co do Egiptu, bez którego niemożliwa jest stabilność w całym świecie arabskim, to prawdopodobnie zadecyduje zachowanie się armii. Warto przy tym pamiętać, iż USA inwestują w nią ok. miliarda dolarów rocznie. Los Mubaraka wydaje się przesądzony - ani on ani syn Gamal (jak pierwotnie planowano) z pewnością nie będą już w stanie kandydować w najbliższych wyborach prezydenckich (mają się one odbyć 6 września br., ale mogą zostać przyspieszone). Nie da się wykluczyć „miękkiej” sukcesji - na rzecz od lat egipskiej „szarej eminencji”, czyli gen. Omara Suleimana. Od 18 lat stoi on na czele wywiadu, uważanego za bodaj najlepszy na Bliskim Wschodzie - na równi z izraelskim Mosadem, a dopiero co został mianowany wiceprezydentem.
Inne - klasyczne - arabskie przysłowie głosi, że „Wielbłąd ma swoje plany, a poganiacz swoje”. Parafrazując je można rzec, iż ten właśnie pogłębiający się rozziew między społeczeństwami poszczególnych państw arabskich a ich autorytarnymi władzami leży u podstaw zachodzących wydarzeń. Dopóki ten rozziew nie zmniejszy się jakościowo, uruchomionej lawiny raczej nie powstrzyma ani odcięcie mieszkańcom dostępu do internetu ani uniemożliwienie oglądania telewizji „Al Dżazira”.
Tadeusz Iwiński
UWAGA: W związku z wprowadzeniem do polskiego porządku prawnego z dniem 25 maja 2018 r. Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) z dnia 27 kwietnia 2016 r. nr 2018/679 (RODO) informujemy, że wyłączyliśmy możliwość komentowania artykułów w serwisie Olsztyn24. Wszystkie dotychczasowe komentarze wraz z danymi osobowymi komentujących zostały usunięte.
Osoby chcące wypowiedzieć się na prezentowane na naszych łamach tematy zapraszamy do komentowania na naszym profilu facebookowym oraz kanale YouTube.