Olsztyn24

Olsztyn24
00:43
24 listopada 2024
Emmy, Jana

szukaj

Ludzie

Polityka

Finanse

Inwestycje

Transport

Kultura

Teatr

Literatura

Wystawy

Muzyka

Film

Imprezy

Nauka

Oświata

Zdrowie

Bezpiecz.

Sport

Bez barier

Wypoczynek

Religia

Personalia

NGO

BWA

FWM

MBpG

MWiM

MBP

WBP

OPiOA

T.Jaracza

Co?Gdzie?

Wideo

Galeria

Andrzej Dramiński/bez wierszówki | 2010-12-27 15:08
80-lecie Brygidy Samulowskiej, księgarza z najdłuższym stażem na Warmii

Śląskie serce bije po warmińsku

Olsztyn
„Księgarnia A. Samulowski” w Gietrzwałdzie

Ta historia ma więcej niż 80 lat życia jednej osoby. Zaczęło się tuż po objawieniach gietrzwałdzkich, kiedy to Andrzej Samulowski - „tatko”, chcąc utrwalić polski ślad na południowej Warmii, postanowił założyć księgarnię. Wprawdzie szyld po 1945 roku był dwujęzyczny: „Buch- und Papierhandlung Księgarnia A. Samulowski”, to duch był zawsze nasz, taki jak w rozmowach po polsku Najświętszej Panienki objawionej na klonie, z dwiema dziewczynkami: Justyną Szafryńską i Barbarą Samulowską.

Pierwsza Pani - Marta

Pierwsza Pani w tej wyjątkowej księgarni to żona Andrzeja - Marta Samulowska. Przywieziona ze Śląska, z Mikołowa. Nie chciała wyjść za Andrzeja Samulowskiego, gdyż był od niej o siedemnaście lat starszy. Chorował na reumatyzm, przez co zaniedbywał księgarnię. Jak pisze Melchior Wańkowicz w „Na tropach Smętka” (str. 147, IV wydania, 1936, Wydawnictwo Biblioteka Polska): „Matka mnie wzięła na odpust do Gietrzwałdu. A natłok był taki, że od pierwszego dnia stanęłam za ladą i pomagałam... Potem on pisał, że leży chory, że księgarnia zmarnieje. Rodzice mi powiedzieli jaka to ważna rzecz. I pobraliśmy się”.

I dalej Wańkowicz:

„I gdy już jesteśmy przed kościelną furtą, pada mój wzrok na sklepik z dewocjonaliami. Gdzież jak nie tam, znajdziemy Legendę, która staje się Prawdą, i Prawdę, która jest Legendą. I gdy już podchodzimy blisko - na szyldzie - jak na umówiony znak, jak ryba starochrześcijańska, wita nas polski napis „Księgarnia”.

Tedy bez żadnych ogródek wchodzimy z „pochwalonką”. Odpowiada nam siwa, rześka staruszka. Pani Samulowska. To słowo - to cały dźwięk półwiecza. Jak kiedy z odłupanej bryły widzisz warstwy, które ją w historii tworzyły, tak i z jej życia widać dzieje polskiej Warmii. I widać, jak ta Warmia, najdalsza z polskich ziem, żyła przed wojną w ograniczonym związku duchowym z resztą ziem Rzeczypospolitej.

I odtąd Pani Samulowskiej tu życie upływa. Dohodowała się czterech chłopców i trzech córek. Mąż żył do późnej starości. Był to poeta warmiński (wiersze jego znajdziemy w zbiorku Steffena, wydanym Kraków 1936). ostatni wiersz napisał jako osiemdziesięciosiedmioletni starzec na urodziny swojej siedemdziesięcioletniej żony.

Pani Samulowska opowiada o wypadkach swojej plebiscytowych z ogniem młodej panienki. Przypomina mi się, jak moja babka opowiadała o powstaniu styczniowym. W dziwnej świeżości serca Bóg konserwował te kobiety, które zawsze życie umiały poświęcić obowiązkowi.

No, a teraz... teraz został jako przeciwwaga Smętka ten oto sklepik z dewocjonaliami i ten napis na szyldzie „Księgarnia”. - Niech tam ta pamiątka zostanie - mówi smutno p. Samulowska. I staruszka nie daje się zwieść żadnym presjom.”

Druga Pani - Brygida

Druga Pani była Pierwszą Damą gietrzwałdzkiego księgarstwa. gdy na frontowej ścianie zapraszał napis „Księgarnia A. Samulowski”. Zaczęła w 1957 roku, po urodzinach trzeciego dziecka - Aliny. Najstarsza była Basia, a jedynym synem Wojtek. Henryk Samulowski Brygidę, tak jak Martę Andrzej Samulowski, znalazł na Śląsku, w Rybniku. Właściwie to Brygida nie od początku była księgarzem, co się zowie. Wypełniała funkcje kolportera. Jej mąż Henryk dowoził książki z Olsztyna skuterem „Osą”. To syn Lucjana, jednego z synów Andrzeja Samulowskiego. Drugim synem był Andrzej Samulowski, malarz Ukochanej Warmii.

- Moim doradcą była Pani Apolonia Jasutowicz - wspomina Pani Brygida. - Niezwykły księgarz, znakomity znawca literatury, żywa historia księgarstwa w Olsztynie i na Warmii. Cudownie potrafiła mi doradzić, osobie początkującej w tym zawodzie, co moi klienci będą chcieli kupić. Zawsze trafiała doskonale. Wspominam ją zawsze z jak najcieplejszymi uczuciami. Kiedy zmarła w 2001 roku, a miała ponad 50 lat doświadczeń zawodowych, w moim sercu zapanował wielki smutek. Była mistrzem w swoim zawodzie, to coś co tak rzadko się zdarza, jej uśmiech i życzliwość sprawiały, że każdy chętnie sięgał po daną pozycję.

Pani Brygida ceniła sobie możliwość pracy jako kolporter, gdyż sama mogła wybierać sobie godziny pracy. W ten sposób miała więcej czasu dla trójki dzieci: Basi, Wojtka i Aliny.

- Największy ruch panował oczywiście w czasie odpustu: małego w sierpniu i dużego we wrześniu - dodaje. - Każdy gość chciał wywieźć z Gietrzwałdu pamiątkę, toteż drzwi się nie zamykały, a czas pracy wydłużał się do kilkunastu godzin.

Codziennymi, stałymi klientami byli: ówczesny komendant posterunku milicji, weterynarz, naczelnik gminy i miejscowy lekarz.

Pewnego dnia (w latach 60-tych) do drzwi księgarni zapukał Melchior Wańkowicz. Ostatni raz był tu przed wojną, teraz - z reporterskiej ciekawości - chciał zobaczyć, jak dalej toczą się losy rodziny Samulowskich.

- Pamiętam, że było do dokładnie 1 sierpnia, rocznica Powstania Warszawskiego - mówi Pani Brygida. - Pan Melchior najpierw obejrzał księgarnię. Później skorzystał z mego zaproszenia i usiadł w fotelu w pokoju obok. Nie chciał ani pić, ani jeść. Jak powiedział, to dla uczczenia kolejnej rocznicy powstania, w którym zginęła jego córka Krystyna. Na podłodze przy jego nogach siedziała zasłuchana i z otwartymi buziami trójka dzieci. Dla nich to było także niezwykłe przeżycie.

Melchior Wańkowicz utrzymywał kontakt listowny: oglądamy zaproszenie na mszę świętą odprawioną przez księdza Jana Zieję z okazji pięćdziesięciolecia ślubu Zofii z Małagowskich i Melchiora Wańkowiczów w kościele s.s. Wizytek w Warszawie. A także pozdrowienia - „Brygidzie Samulowskiej z miłymi wspomnieniami - M. Wańkowicz 31/V/1970”.

Do księgarni w tamtych czasach nie zaglądał żaden dziennikarz. Samulowscy i ich księgarnia, to nie był temat na komunistyczne czasy. Podczas odpustów zdarzało się, że zjawiał się „smutny pan” i kazał zamykać drzwi. Był też pomysł specjalnych służb, by odkupić dom Samulowskich pod ówczesnym numerem 33. Wszak z balkonu doskonale widać ołtarz w Bazylice. To tu, w 1977 roku, w stulecie Objawień odprawiał mszę kardynał Karol Wojtyła, zastępując chorego Stefana Wyszyńskiego. Wszyscy byli zawiedzeni, że to tylko kardynał z Krakowa, a nie Prymas Polski. Ponad rok później zasiadał już na Piotrowym Tronie w Rzymie, a lud gietrzwałdzki o nim nie zapomniał oddając się modlitwom.

Brygida Samulowska była księgarzem w Gietrzwałdzie do 1964 roku, do czasu przeprowadzki do Olsztyna. Tam kierowała Księgarnią Akademicką do 1990 roku. Pani Brygida skończyła w październiku 80 rok życia.

Gwiazdka Gietrzwałdzka

Święta Bożego Narodzenia w Gietrzwałdzie odchodziły od przedwojennej tradycji, gdyż ludność stopniowo się wymieszała. Dzielono się opłatkiem, czego tu nie robiono przedtem. Kiedyś chodził szemel ze sługami i rozdawał prezenty, a potem gwiazdor. Zachował się zwyczaj, że w pierwszy dzień świąt ludziska siedzieli po domach - jak opisała Maria Zientara-Malewska - chrupali orzechy i pierniki. Dopiero drugiego dnia odwiedzano się, najczęściej z winkiem. Śląskie serce Brygidy, choć już biło po warmińsku, polecało makówki. Należało upieczone drożdżowe bułeczki z dużą ilością masy makowej układać w głębokiej salaterce, przekładać bakaliami, potem zalać gorącym mlekiem. Potrawa powinna być przygotowana kilka godzin przed podaniem, aby mleko miało czas wsiąknąć. Podawało się posypane cukrem i polane gorącym masłem.

To jest tradycyjna potrawa wigilijna na Śląsku. Cały czas u córki Barbary w Olsztynie i syna Wojtka w Gietrzwałdzie, makówki są w dalszym ciągu obowiązkowym daniem wigilijnym.

Trzecia Pani - Teresa

Trzeciej Pani: Teresie Samulowskiej było chyba najtrudniej w księgarni w latach 1981-1993 dźwigać ciężar tak wspaniałej tradycji. Główny krąg odbiorców książek był prawie taki jak poprzednio. Tyle, że na odpust przyjeżdżało coraz więcej ludzi i zaglądało do niewielkiego pomieszczenia księgarni. Prawdziwa poetyka pojawiła się w tych skromnych murach, gdy zaglądał tu, jak mógł, Jerzy Hajdyga, ksiądz-poeta. Był tak spragniony książek, że nieomalże przeglądał każdą z nich. Kiedy opowiadał Teresie o sobie, o swoich kolejnych pomysłach na wiersz, dawała znać jego olbrzymia wrażliwość. Potem na odgórne polecenie musiał wyjechać.

Księgarnia nie przetrwała w tych nowoczesnych czasach, w których przede wszystkim liczy się zysk. Pozostały za to zdjęcia na ścianach i genus loci tych ścian, który pomaga Wojciechowi Samulowskiemu w pracy, gdyż tu ma swój gabinet. Nie zmienił się napis: „Księgarnia A. Samulowski”, który na białym tle wita wszystkich pielgrzymów, zanim skręcą w prawo do kapliczki i do Cudownego Obrazu Najświętszej Panienki.

R E K L A M A
UWAGA: W związku z wprowadzeniem do polskiego porządku prawnego z dniem 25 maja 2018 r. Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) z dnia 27 kwietnia 2016 r. nr 2018/679 (RODO) informujemy, że wyłączyliśmy możliwość komentowania artykułów w serwisie Olsztyn24. Wszystkie dotychczasowe komentarze wraz z danymi osobowymi komentujących zostały usunięte. Osoby chcące wypowiedzieć się na prezentowane na naszych łamach tematy zapraszamy do komentowania na naszym profilu facebookowym oraz kanale YouTube.
Pracuj.pl
Olsztyn24