Tadeusz Iwiński | 2010-10-17 13:25
Chilijski cud, polskie ubóstwo
Gdy 33 górników chilijskich z kopalni miedzi i złota w San Jose na pustyni Atacama, za pomocą kapsuły „Feniks”, fenomenalnie skonstruowanej przez najlepszych specjalistów z wielu krajów, udało się uratować po 69 dniach ich uwięzienia na głębokości 700 metrów, wielu z nas uwierzyło w prawdziwość rzymskiej maksymy „Dum spiro spero” (dopóki oddycham, mam nadzieję). Dosłownie cały świat obserwował szczęśliwy finał, w istocie międzynarodowej, niezwykle profesjonalnej, akcji ratowniczej. I to na tym polegał ów „cud”, przez niektórych porównywany z lądowaniem człowieka na Księżycu przed czterema dekadami.
Dziś, po upływie kilku dni widać, że całe wydarzenie stało się niezwykłą, pozytywną reklamą Chile - państwa fascynującego pod wieloma względami, jednego z niewielu, do którego chciałbym kiedyś wrócić. Powszechnie kojarzonego ze świetnym winem, wspaniałymi poetami - noblistami (Pablo Neruda, Gabriela Mistral), wysokim standardem życia, a przez Polaków dodatkowo z naszym uczonym Ignacym Domeyko, który przez 16 lat był rektorem Uniwersytetu w Santiago. Ale to nie jedyne skojarzenia. Jest jeszcze postać socjalistycznego prezydenta Salvadore Allende, który poniósł śmierć w gruzach pałacu La Moneda, obalony przez juntę wojskową. Jej szef, generał Augusto Pinochet, przez 17 lat sprawował dyktatorskie rządy, a skomplikowane procesy wewnętrznego pojednania osiągnęły nową jakość dopiero za kadencji (zakończonej wiosną ub.r.) pani prezydent Michelle Bachelet. Uratowanie górników wydaje się owo pojednanie narodowe niezwykle pogłębiać. Dochodzi do tego jeszcze jeden element zupełnie pominięty przez obserwatorów. Otóż wśród ocalonych znalazł się Boliwijczyk. Jego kraj, po przegranej z Chile wojnie o dostęp do złóż saletry, stracił w 1884 r. dostęp do morza (de facto do Pacyfiku) i mimo wielu wysiłków dyplomatycznych - również w ostatnim czasie - ta sytuacja nie uległa zmianie. Gdyby i to udało się załatwić, byłby to dodatkowy cud.
Niemal w tym samym czasie, niedaleko Nowego Miasta nad Pilicą, w tragicznym zderzeniu przepełnionego busika z TIR-em, zginęło 18 pasażerów. To bezrobotni, którzy jechali z małej Drzewicy, by zbierać w sadach jabłka i zarobić choć 10 zł za godzinę pracy. Tylko w ten sposób mogli próbować utrzymać się „na powierzchni życia”. Należeli do sporej społeczności Polaków, którzy przegrali na transformacji minionych 21 lat. Obok np. dużej części środowisk popegeerowskich, choćby z Warmii i Mazur, czy Koszalińskiego. Smutne, że ta śmierć - w jakimś stopniu - spotkała się z mniejszym zainteresowaniem w Polsce niż ocalenie chilijskich górników. Tam solidarność, krajowa i międzynarodowa, uratowała tych, co wydawali się być pogrzebani żywcem. Nad Wisłą zaś ubóstwo i wykluczenie za rzadko znajdują się w centrum uwagi. Jak celnie i gorzko ujęła to Aleksandra Klich w Gazecie Wyborczej - „pod naszym nosem żyją ludzie, którymi nikt się nie interesuje, dopóki nie zdarzy się tragedia. Może by do niej nie doszło, gdybyśmy zawczasu, solidarnie, przyszli im z pomocą”.
Za taki stan rzeczy odpowiadają wszystkie dotychczasowe rządy. Zapominały i zapominają, że - co refleksyjnie zauważył wybitny niemiecki pisarz Erich Maria Remarque - „bieda jest lepszym spoiwem niż szczęście”. Oraz, że to spoiwo trzeba likwidować lub przynajmniej rozkruszać. Gdyby obecny premier walce z polskim ubóstwem poświęcił choć połowę uwagi - rozpalanej w celach propagandowych - udzielanej batalii z dopalaczami, byłoby dużo lepiej!
Tadeusz Iwiński
UWAGA: W związku z wprowadzeniem do polskiego porządku prawnego z dniem 25 maja 2018 r. Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) z dnia 27 kwietnia 2016 r. nr 2018/679 (RODO) informujemy, że wyłączyliśmy możliwość komentowania artykułów w serwisie Olsztyn24. Wszystkie dotychczasowe komentarze wraz z danymi osobowymi komentujących zostały usunięte.
Osoby chcące wypowiedzieć się na prezentowane na naszych łamach tematy zapraszamy do komentowania na naszym profilu facebookowym oraz kanale YouTube.