Olsztyn24

Olsztyn24
10:40
01 listopada 2024
Wszystkich Świętych

szukaj

Ludzie

Polityka

Finanse

Inwestycje

Transport

Kultura

Teatr

Literatura

Wystawy

Muzyka

Film

Imprezy

Nauka

Oświata

Zdrowie

Bezpiecz.

Sport

Bez barier

Wypoczynek

Religia

Personalia

NGO

BWA

FWM

MBpG

MWiM

MBP

WBP

OPiOA

T.Jaracza

Co?Gdzie?

Wideo

Galeria

red. | 2010-08-03 16:59

VariArt czeka na czytelników

Olsztyn
Fragment okładki nowego VariArt

Pojawił się kolejny numer pisma kulturalno-literackiego VariArt, wydawanego nakładem Wojewódzkiej Biblioteki Publicznej w Olsztynie. Bezpłatne egzemplarze dostępne są w Starym Ratuszu WBP na olsztyńskim Starym Mieście. By zachęcić czytelników do sięgnięcia po ten interesujący periodyk, publikujemy jeden z zamieszonych w nim materiałów - felieton Waldemara Tychka „Krzyżacy”.

Gdyby Sienkiewicz w 1865 roku dał się ponieść młodzieńczej fantazji i rodzącym się literackim porywom, to dziś kurz opadałby majestatycznie na półki nie z „Krzyżakami” a ze „Spytkiem z Melsztyna”. Taki bowiem tytuł chciał nadać swojej powieści historycznej niespełna dwudziestoletni Sienkiewicz. I chyba dobrze się stało, że nierozważny wówczas młokos wziąwszy na spytki historyka Michała Balińskiego w temacie Spytki z Melsztyna ostatecznie ze Spytki zrezygnował.

Po raz drugi Sienkiewicz wziął się za „Krzyżaków” dwadzieścia siedem lat później, w 1892 roku. Praca wrzała, redaktorzy warszawskiego „Tygodnika Ilustrowanego” gorączkowo zacierali ręce oczekując nadchodzących rękopisów. Na nieszczęście Sienkiewicz pojął był nagle za żonę Marię Wołodkowiczównę, która to panienka po uwiedzeniu naszego Henryka, w dwa tygodnie po ślubie uciekła do mamusi. Twórcza maszyneria przyhamowała. Koncepcja powieści pękła niczym bańka mydlana. Sienkiewicz po traumatycznej przygodzie matrymonialnej z dziewiętnastolatką musiał jakoś odreagować. Spłodził zatem nudną jak flaki z olejem (co najmniej z czwartego tłoczenia) „Rodzinę Połanieckich”, gdzie z gorzką satyrą sportretował zbiegłą małżonkę i teściową rajfurkę.

Znów powrócił do historii wojny Polski z Zakonem Krzyżackim, ale pomny własnego nieszczęścia i owładnięty poczuciem winy oraz „połaniecką” czkawką, z niechęcią odłożył na bok Długosza i Szajnochę (z których to autorów czerpał ducha dla niedoszłej powieści) i napisał „Quo vadis”.

Z drugiej strony może to i dobrze, że przerwał wtedy pracę nad „Krzyżakami”, bo gdyby ją kontynuował, to nie otrzymałby Nobla za „Quo vadis”. A tak dzięki temu antraktowi mamy i Nobla, i „Krzyżaków”.

Rzucił się więc w wir pracy, a akcję powieści rozciągnął na kilkanaście lat, taką na przykład Danusię poznajemy jako dziecko jeszcze, a rozstajemy się, gdy już w pełni kształtów kobiecych dostała.

Jednak mistrzostwo Sienkiewicza widać przede wszystkim w wyrazistym i żywym przedstawianiu postaci. Pisarz tak odmalował okrutnego Kuno von Liechtensteina, iż przez długi czas wszyscy byli przekonani, że to postać zmyślona, literacka. Tak jak Zbyszko czy też Jurand ze Spychowa. Dopiero po dokładnym przeanalizowaniu obrazu Matejki okazało się, że Kuno żyje, choć na obrazie widać, że poległ na zielonej murawie.

W zasadzie sama bitwa pod Grunwaldem, w odróżnieniu od „Krzyżaków 1410” Józefa Ignacego Kraszewskiego, jest krótkim epizodem. Z historii wiemy, że szala zwycięstwa co rusz przechylała się. Dobrze, że Jagiełło nie zachował się jak Kościuszko, który po trzydniowej libacji, nawalony i radosny jak koziołek Matołek, wysłał wojsko w pole pod Maciejowicami, a potem sam wyruszył podowodzić troszeczkę i, zapomniawszy mapy, skierował główne uderzenie własnych wojsk na siebie. Dopiero by się porobiło.

Jagiełło zachował daleko idący umiar i w historii bitwy dał się poznać głównie z tego, że przyjął dwa nagie miecze będące symbolem naszego zwycięstwa. Tak jak symbolem siły Herkulesa jest jego maczuga w Ojcowie. Sama bitwa, jak wiemy, zakończyła się w ostateczności pogromem wojsk krzyżackich. Wybito wszystkich mistrzów i większość komturów. Wybito tak doszczętnie, że potem nie było po stronie krzyżackiej nikogo, kto mógłby podpisać akt kapitulacji. Sienkiewicz o tym nie wspomina, zatrzymując się nad opisem pola bitewnego, gdzie podobno zostało więcej nieboszczyków niż przyszło, a nad tym zespołem wrażeń wizualnych wznosił się zapach krwi i świeżo skoszonej trawy... A Maćko i Zbyszko wrócili do Bogdańca.


Waldemar Tychek

R E K L A M A
UWAGA: W związku z wprowadzeniem do polskiego porządku prawnego z dniem 25 maja 2018 r. Rozporządzenia Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) z dnia 27 kwietnia 2016 r. nr 2018/679 (RODO) informujemy, że wyłączyliśmy możliwość komentowania artykułów w serwisie Olsztyn24. Wszystkie dotychczasowe komentarze wraz z danymi osobowymi komentujących zostały usunięte. Osoby chcące wypowiedzieć się na prezentowane na naszych łamach tematy zapraszamy do komentowania na naszym profilu facebookowym oraz kanale YouTube.
Pracuj.pl
Olsztyn24